(pod)podkowiańskie prosiaki| ból rozstania, radość powitań
: 23 lis 2017, 23:56
Po latach anonimowego śledzenia forum postanowiłam w końcu oficjalnie przedstawić moje świńskie stado A pisać jest o kim, bo kotłuje mi się w życiu, pochrumkując, siedmiu chłopa. Każdy inny, każdy niezwykły na swój sposób.
Mieszkamy nieopodal Podkowy Leśnej w otoczeniu drzew, koni oraz łąk z nieskończoną ilością trawy, która przy takiej zgrai jest na wagę złota.
Poniżej krótka biografia moich siedmiu synów
Rubiś
Pełne imię prosia to Artur von Rubenstein, jednak na co dzień funkcjonuje jako Rubiś, Rubisiek, Rubałke, Bisio, Biś, ewentualnie Pierworodny Grubas Rozkoszna bułka, do której wszystko się zaczęło. Dzieciak został przeze mnie znaleziony w śmieciach, w marcu 2014 roku. Miał wtedy około dwóch miesięcy. Ponieważ nie planowałam mieć świnki z miejsca zabrałam się za szukanie mu nowego domu. Zostałam jednak ujęta przez jego charakter/energię/magnetyzm czerwonych gałek ocznych i już po jednym dniu było wiadomo, że zostaje.
Rubiś jest niezwykłą świnką. Pomimo swoich przykrych doświadczeń od początku był bardzo odważny i ufny. Ma cudowny charakter. Jest niesamowicie ugodowym i łagodnym prosiakiem. Uwielbia ludzi i zwierzęta. Brał pod swoje skrzydła każdą nową świnkę w stadzie. Unika dram i konfliktów, wykazując się zawsze postawą spokojnego obserwatora przeżuwacza z rodzaju "I'm just here to eat". Typowy synek mamusi.
Olek i Tosiek
Zwani także Braćmi Karamazow, tudzież Kapuśniakami. Urodzili się jako kinderniespodzianka, a dziewczynka, która kupiła ich mamę dostała od rodziców ultimatum - albo nowy dom na cito, albo sklep. Zobaczyłam ogłoszenie na naszej świnkowej grupie. Miałam brać jednego, wzięłam obydwu.
Ciężko pisać o nich oddzielnie. Karamazy to Karamazy. Mieszkają we dwóch, nie lubią nikogo poza sobą nawzajem, chociaż z tym też różnie bywa. Swojskie świnie. Wszystko zjedzą, wszędzie wlezą, mają końskie zdrowie. Niedługo skończą trzy lata, a żaden nie miał nigdy nawet kataru. Za to jeden urwał sobie pazur na prostej drodze. Takie cuda.
Razkolnikow
Zwany Małą Świnką (chociaż mały już od dawna nie jest). CH Teddy, jedyny rasowy - rodowodowy piglet w naszym stadzie. Urodził się w krakowskiej hodowli, stamtąd też przywiozłam go 17 grudnia zeszłego roku. Księciunio, zawodowy kopacz w trocinach, w każdej sytuacji wygląda równie dostojnie. Mistrz robienia oburzonych min z rodzaju: "ładnie to tak budzić świnkę? wstydź się!". Z jakiegoś powodu traktuje Kordiana jak Boga i ostateczną instancję wszystkiego. Ludzi ma w głębokim poważaniu. Chyba jedyna świnka na świecie, która je po to żeby żyć, a nie odwrotnie. Jak na swoje szlachetne urodzenie hołduje raczej niskim gustom - nad rarytasy preferuje marchewy a zamiast na hamaku sypia w wykopanej przez siebie dziurze (dupka musi koniecznie spoczywać na nagim dnie kuwety) wypełnionej siuśkiem.
Dionizos Bekon
Po domowemu Dyzio, Bekon albo, tak jak nadano mu w DT - Slash. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Ktoś oznaczył mnie na Facebooku pod jego zdjęciem, ponieważ fizycznie bardzo przypomina Józefka. Broniłam się rękami i nogami, mówiłam wszystkim, że jest taki śliczny, że na pewno czeka na niego kolejka chętnych. Nie czekała. Misio cały czas siedział smutny w DT, więc obgadałam sprawę solidnie z kim trzeba i decyzja zapadła - bierzemy. Przyjechał do nas 3 lutego 2019 roku w wieku około siedmiu miesięcy.
To świnka marzenie. Jest śliczny, delikatny, w stadzie nikomu nie naprzykrza się i nie wchodzi w żadne konflikty. Na rękach rozpływa się jak kostka masła w pełnym słońcu, wchodzi na szyję i przytula się całym sobą. Ciężko uwierzyć jak długo takie cudo czekało aż ktoś je pokocha...
Żandarm
Mała puchata kuleczka, która przyjechała do nas w ramach wypełnienia luki w stadzie. Urodził się 19 sierpnia, jest ciekawskim, żywym maluchem. Biega, gada, naśladuje Razkolnikowa we wszystkim i Misio potrzebuje czasu żeby odnaleźć się w roli zastępczego tatusia. Maluch jest ponoć gigantem jak na swój wiek, ale mi wydaje się malutki. Oby się dobrze chował.
Za Tęczowym Mostem
Józef
Syn numer trzy, zwany także Cwanym Karłem. Świński Napoleon - wielki duch w małym ciałku.
Przywiozłam go do domu dokładnie 31 października 2014 roku. Jego poprzednia właścicielka kupiła go w Kakadu, karmiła biszkoptami i trzymała w klatce dla kanarka - ostatecznie zaś stwierdziła, że woli królika. Informacja dotarła do mnie pocztą pantoflową, więc pojechałam i zabrałam. Powiedzieć o Józiu, że jest dziwny, to nic nie powiedzieć. Nigdy nie ważył więcej niż 900 gram, z czego chyba kilkanaście procent to futro. Nigdy nie chodzi - zawsze biegnie. Skacze jak kauczukowa piłka, rozciągając się wygina kręgosłup do tyłu tworząc niemalże kąt 90 stopni. Popkornuje jak mała świnka i krzyczy głośniej niż syrena strażacka. W stadzie mogą być alfy i omegi, ale i tak to on zawsze postawi na swoim. Jest uparty jak osioł. Doskonale zna słabe punkty swoich kolegów i bezczelnie je wykorzystuje. Niecierpliwego mizantropa - Kordiana - odgania od poidła stojąc i wlepiając w niego wzrok tak długo aż ten odejdzie jęcząc i marudząc. Wszystkich zaczepia i ucieka tak szybko, że nikomu nie chce się go gonić. Prędkość światła pozwala mu także skutecznie unikać gryzów zniesmaczonych współlokatorów.
Józio odszedł od nas po długiej chorobie w południe 21 marca 2018 roku. Jego brak jest nie do opisania i nie do zastąpienia...
Kordian
Zwany Jasiem. Kupiony w sklepie zoologicznym w kwietniu 2014 roku, tuż po tym ,jak doczytałam, że świnki muszą być koniecznie co najmniej dwie. Typowy błąd naturszczyka - dzisiaj wiemy, że takie miejsca należy omijać szerokim łukiem. Według kasjerki miał wówczas cztery miesiące, natomiast opierając się na własnym doświadczeniu mogę po latach powiedzieć, że był świńskim niemowlakiem - mógł mieć najwyżej około tygodnia. Ważył 108 gram, mieścił się w dłoni. Pierwszego dnia wchodził pod Rubisia, najprawdopodobniej szukając mleka Nie wiem jakim cudem z takiego chucherka i ostatniego nieszczęścia wyrosła półtorakilogramowa, wielka, dostojna świnia. Nie pozostało to jednak bez śladu na zdrowiu. Jasiu jest przygłuchy, ma też powtarzające się problemy skórne.
Z charakteru jest to bardzo emocjonalna świnka. W dzieciństwie zdarzały mu się ataki paniki, które objawiały się niekontrolowanym bieganiem i obijaniem się o meble i pręty. Teraz te pozostałości po traumie sklepu i transportu objawiają się raczej wewnętrzną emigracją, skłonnością do zamyślania się, lekką histerią i brakiem cierpliwości. W Puchatym Stadzie jest alfą, ale rządzi raczej z dystansu. Nie znosi dram i konfliktów, wszystkie kłótnie natychmiast rozdziela, a awanturników rozstawia po kątach. W klatce ma być spokój, cisza i najlepiej niech nikt nie biega za szybko. W stosunku do ludzi ma bardzo dobre maniery, elegancko unosi się przy podnoszeniu, cierpliwie znosi przeglądy i obcinanie pazurków. Ma jedynie lekką obsesję na punkcie włosów Nie ufa obcym. Nie kocha miziania, ale na kolanach czeka grzecznie aż rytuał zostanie odbębniony. Bardzo wyraźnie daje znać o swoich granicach, które my staramy się respektować.
Kordianek odszedł w nocy z 7 na 8 kwietnia 2019 roku. Zakrztusił się. Nie mogliśmy mu pomóc.
Benedykt
Zwany Benkiem, Blondynem lub Malfoyem. Adoptowany w październiku 2015 roku z Vivy Gryzonie. Jego rodzice urządzili sobie romantyczny wypad w krzaki na Moczydle, czego owocem okazał się wyżej wymieniony diabeł i jego siostry. Po urodzeniu matka na nim siedziała i jadła siano, co mogło wpłynąć negatywnie na psychikę matołka.
Benek mieszka sam, ponieważ nie toleruje innych świnek. Jest bardzo agresywny i niestety jest to agresja na tle lękowym, na którą nie pomoże kastracja. Trafił do nas, kiedy miał dwa miesiące i z początku bardzo ładnie dogadywał się z puchatym stadem. Niestety w okresie dojrzewania zaczął wykazywać pierwsze objawy agresji - dręczył wszystkich az w pewnym momencie Kordian stracił cierpliwość ostatecznie i młody prawie stracił wargę. Z Karamazami tłukł się tak, że wióry leciały i krew się lała. Nie znosi innych świnek, nawet kiedy widzi kogoś z daleka na wybiegu najeża się i trzęsie. Z klatki, w której jest ktoś poza nim ze wszystkich sił stara się uciec. Poddałam się ostatecznie, kiedy zaczęło dochodzić do zachowań autodestrukcyjnych. W pewnym momencie po prostu rozkwasił sobie wargę na prętach, próbując zwiać... Mieszka sam, widzi innych przez kraty, chociaż bardzo stara się nie zwracać uwagi.
Trochę histerczyna, spasiona i piękna świnia.
Benek odszedł 3 września 2019 roku w wyniku powikłań po operacji tarczycy.
Zazou
Kochany prosiaczek... Był u nas tak krótko, że nie zdążyłam nawet zaktualizować wątku. Adoptowany w maju z DT SPŚM. Śmiały, głośny, przyjazny, zakochany w ludziach i niestety bardzo agresywny w stosunku do innych świnek. Mieszkał sobie z Razkolnikowem przez kraty i nieśmiało myślałam o kastracji, żeby mógł dostać w prezencie żonę (w poprzednim "domu" mieszkał z siostrami). Niestety, nie zdążyłam... Żył bardzo głośno, ale odszedł cichutko. Znalazłam go w nocy w rogu klatki, wzdętego i zimnego i lejącego się przez ręce. Zdążyłam tylko wyjąć termofor, podać gasprid i po piętnastu minutach już go nie było. Odszedł w moje urodziny...
Mieszkamy nieopodal Podkowy Leśnej w otoczeniu drzew, koni oraz łąk z nieskończoną ilością trawy, która przy takiej zgrai jest na wagę złota.
Poniżej krótka biografia moich siedmiu synów
Rubiś
Pełne imię prosia to Artur von Rubenstein, jednak na co dzień funkcjonuje jako Rubiś, Rubisiek, Rubałke, Bisio, Biś, ewentualnie Pierworodny Grubas Rozkoszna bułka, do której wszystko się zaczęło. Dzieciak został przeze mnie znaleziony w śmieciach, w marcu 2014 roku. Miał wtedy około dwóch miesięcy. Ponieważ nie planowałam mieć świnki z miejsca zabrałam się za szukanie mu nowego domu. Zostałam jednak ujęta przez jego charakter/energię/magnetyzm czerwonych gałek ocznych i już po jednym dniu było wiadomo, że zostaje.
Rubiś jest niezwykłą świnką. Pomimo swoich przykrych doświadczeń od początku był bardzo odważny i ufny. Ma cudowny charakter. Jest niesamowicie ugodowym i łagodnym prosiakiem. Uwielbia ludzi i zwierzęta. Brał pod swoje skrzydła każdą nową świnkę w stadzie. Unika dram i konfliktów, wykazując się zawsze postawą spokojnego obserwatora przeżuwacza z rodzaju "I'm just here to eat". Typowy synek mamusi.
Olek i Tosiek
Zwani także Braćmi Karamazow, tudzież Kapuśniakami. Urodzili się jako kinderniespodzianka, a dziewczynka, która kupiła ich mamę dostała od rodziców ultimatum - albo nowy dom na cito, albo sklep. Zobaczyłam ogłoszenie na naszej świnkowej grupie. Miałam brać jednego, wzięłam obydwu.
Ciężko pisać o nich oddzielnie. Karamazy to Karamazy. Mieszkają we dwóch, nie lubią nikogo poza sobą nawzajem, chociaż z tym też różnie bywa. Swojskie świnie. Wszystko zjedzą, wszędzie wlezą, mają końskie zdrowie. Niedługo skończą trzy lata, a żaden nie miał nigdy nawet kataru. Za to jeden urwał sobie pazur na prostej drodze. Takie cuda.
Razkolnikow
Zwany Małą Świnką (chociaż mały już od dawna nie jest). CH Teddy, jedyny rasowy - rodowodowy piglet w naszym stadzie. Urodził się w krakowskiej hodowli, stamtąd też przywiozłam go 17 grudnia zeszłego roku. Księciunio, zawodowy kopacz w trocinach, w każdej sytuacji wygląda równie dostojnie. Mistrz robienia oburzonych min z rodzaju: "ładnie to tak budzić świnkę? wstydź się!". Z jakiegoś powodu traktuje Kordiana jak Boga i ostateczną instancję wszystkiego. Ludzi ma w głębokim poważaniu. Chyba jedyna świnka na świecie, która je po to żeby żyć, a nie odwrotnie. Jak na swoje szlachetne urodzenie hołduje raczej niskim gustom - nad rarytasy preferuje marchewy a zamiast na hamaku sypia w wykopanej przez siebie dziurze (dupka musi koniecznie spoczywać na nagim dnie kuwety) wypełnionej siuśkiem.
Dionizos Bekon
Po domowemu Dyzio, Bekon albo, tak jak nadano mu w DT - Slash. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Ktoś oznaczył mnie na Facebooku pod jego zdjęciem, ponieważ fizycznie bardzo przypomina Józefka. Broniłam się rękami i nogami, mówiłam wszystkim, że jest taki śliczny, że na pewno czeka na niego kolejka chętnych. Nie czekała. Misio cały czas siedział smutny w DT, więc obgadałam sprawę solidnie z kim trzeba i decyzja zapadła - bierzemy. Przyjechał do nas 3 lutego 2019 roku w wieku około siedmiu miesięcy.
To świnka marzenie. Jest śliczny, delikatny, w stadzie nikomu nie naprzykrza się i nie wchodzi w żadne konflikty. Na rękach rozpływa się jak kostka masła w pełnym słońcu, wchodzi na szyję i przytula się całym sobą. Ciężko uwierzyć jak długo takie cudo czekało aż ktoś je pokocha...
Żandarm
Mała puchata kuleczka, która przyjechała do nas w ramach wypełnienia luki w stadzie. Urodził się 19 sierpnia, jest ciekawskim, żywym maluchem. Biega, gada, naśladuje Razkolnikowa we wszystkim i Misio potrzebuje czasu żeby odnaleźć się w roli zastępczego tatusia. Maluch jest ponoć gigantem jak na swój wiek, ale mi wydaje się malutki. Oby się dobrze chował.
Za Tęczowym Mostem
Józef
Syn numer trzy, zwany także Cwanym Karłem. Świński Napoleon - wielki duch w małym ciałku.
Przywiozłam go do domu dokładnie 31 października 2014 roku. Jego poprzednia właścicielka kupiła go w Kakadu, karmiła biszkoptami i trzymała w klatce dla kanarka - ostatecznie zaś stwierdziła, że woli królika. Informacja dotarła do mnie pocztą pantoflową, więc pojechałam i zabrałam. Powiedzieć o Józiu, że jest dziwny, to nic nie powiedzieć. Nigdy nie ważył więcej niż 900 gram, z czego chyba kilkanaście procent to futro. Nigdy nie chodzi - zawsze biegnie. Skacze jak kauczukowa piłka, rozciągając się wygina kręgosłup do tyłu tworząc niemalże kąt 90 stopni. Popkornuje jak mała świnka i krzyczy głośniej niż syrena strażacka. W stadzie mogą być alfy i omegi, ale i tak to on zawsze postawi na swoim. Jest uparty jak osioł. Doskonale zna słabe punkty swoich kolegów i bezczelnie je wykorzystuje. Niecierpliwego mizantropa - Kordiana - odgania od poidła stojąc i wlepiając w niego wzrok tak długo aż ten odejdzie jęcząc i marudząc. Wszystkich zaczepia i ucieka tak szybko, że nikomu nie chce się go gonić. Prędkość światła pozwala mu także skutecznie unikać gryzów zniesmaczonych współlokatorów.
Józio odszedł od nas po długiej chorobie w południe 21 marca 2018 roku. Jego brak jest nie do opisania i nie do zastąpienia...
Kordian
Zwany Jasiem. Kupiony w sklepie zoologicznym w kwietniu 2014 roku, tuż po tym ,jak doczytałam, że świnki muszą być koniecznie co najmniej dwie. Typowy błąd naturszczyka - dzisiaj wiemy, że takie miejsca należy omijać szerokim łukiem. Według kasjerki miał wówczas cztery miesiące, natomiast opierając się na własnym doświadczeniu mogę po latach powiedzieć, że był świńskim niemowlakiem - mógł mieć najwyżej około tygodnia. Ważył 108 gram, mieścił się w dłoni. Pierwszego dnia wchodził pod Rubisia, najprawdopodobniej szukając mleka Nie wiem jakim cudem z takiego chucherka i ostatniego nieszczęścia wyrosła półtorakilogramowa, wielka, dostojna świnia. Nie pozostało to jednak bez śladu na zdrowiu. Jasiu jest przygłuchy, ma też powtarzające się problemy skórne.
Z charakteru jest to bardzo emocjonalna świnka. W dzieciństwie zdarzały mu się ataki paniki, które objawiały się niekontrolowanym bieganiem i obijaniem się o meble i pręty. Teraz te pozostałości po traumie sklepu i transportu objawiają się raczej wewnętrzną emigracją, skłonnością do zamyślania się, lekką histerią i brakiem cierpliwości. W Puchatym Stadzie jest alfą, ale rządzi raczej z dystansu. Nie znosi dram i konfliktów, wszystkie kłótnie natychmiast rozdziela, a awanturników rozstawia po kątach. W klatce ma być spokój, cisza i najlepiej niech nikt nie biega za szybko. W stosunku do ludzi ma bardzo dobre maniery, elegancko unosi się przy podnoszeniu, cierpliwie znosi przeglądy i obcinanie pazurków. Ma jedynie lekką obsesję na punkcie włosów Nie ufa obcym. Nie kocha miziania, ale na kolanach czeka grzecznie aż rytuał zostanie odbębniony. Bardzo wyraźnie daje znać o swoich granicach, które my staramy się respektować.
Kordianek odszedł w nocy z 7 na 8 kwietnia 2019 roku. Zakrztusił się. Nie mogliśmy mu pomóc.
Benedykt
Zwany Benkiem, Blondynem lub Malfoyem. Adoptowany w październiku 2015 roku z Vivy Gryzonie. Jego rodzice urządzili sobie romantyczny wypad w krzaki na Moczydle, czego owocem okazał się wyżej wymieniony diabeł i jego siostry. Po urodzeniu matka na nim siedziała i jadła siano, co mogło wpłynąć negatywnie na psychikę matołka.
Benek mieszka sam, ponieważ nie toleruje innych świnek. Jest bardzo agresywny i niestety jest to agresja na tle lękowym, na którą nie pomoże kastracja. Trafił do nas, kiedy miał dwa miesiące i z początku bardzo ładnie dogadywał się z puchatym stadem. Niestety w okresie dojrzewania zaczął wykazywać pierwsze objawy agresji - dręczył wszystkich az w pewnym momencie Kordian stracił cierpliwość ostatecznie i młody prawie stracił wargę. Z Karamazami tłukł się tak, że wióry leciały i krew się lała. Nie znosi innych świnek, nawet kiedy widzi kogoś z daleka na wybiegu najeża się i trzęsie. Z klatki, w której jest ktoś poza nim ze wszystkich sił stara się uciec. Poddałam się ostatecznie, kiedy zaczęło dochodzić do zachowań autodestrukcyjnych. W pewnym momencie po prostu rozkwasił sobie wargę na prętach, próbując zwiać... Mieszka sam, widzi innych przez kraty, chociaż bardzo stara się nie zwracać uwagi.
Trochę histerczyna, spasiona i piękna świnia.
Benek odszedł 3 września 2019 roku w wyniku powikłań po operacji tarczycy.
Zazou
Kochany prosiaczek... Był u nas tak krótko, że nie zdążyłam nawet zaktualizować wątku. Adoptowany w maju z DT SPŚM. Śmiały, głośny, przyjazny, zakochany w ludziach i niestety bardzo agresywny w stosunku do innych świnek. Mieszkał sobie z Razkolnikowem przez kraty i nieśmiało myślałam o kastracji, żeby mógł dostać w prezencie żonę (w poprzednim "domu" mieszkał z siostrami). Niestety, nie zdążyłam... Żył bardzo głośno, ale odszedł cichutko. Znalazłam go w nocy w rogu klatki, wzdętego i zimnego i lejącego się przez ręce. Zdążyłam tylko wyjąć termofor, podać gasprid i po piętnastu minutach już go nie było. Odszedł w moje urodziny...