24.12.12 r. - 25.05.16 r.
Jedna z najcudowniejszych świnek jakie w życiu spotkałam. Świnka anioł. Uwielbiała pieszczoty, wszelkie zabiegi pielęgnacyjne, jeść (oj tak! Co wizyta u weterynarza to były słowa: ,,musi schudnąć") i dokuczać swojej córce Nesce. Dzięki niej zdobyłam ogrom nowych doświadczeń. Byłam przy tym kiedy rodziła moja cudowna Neskę, która towarzyszy mi do dnia dzisiejszego, dowiedziałam się dzięki niej co to znaczy mieć chore zwierze w domu, zaliczając do tego codzienne leki, dokarmianie co kilka godzin oraz doświadczenie związane z posiadaniem świnek. Niestety serduszko nie pozwoliło cieszyć się jej świńskim życiem.
Zaczęło się niewinnie od zapalenia górnych dróg oddechowych. Antybiotyk pomógł. Po miesiącu nawrót. Wyleczone. Za trzecim razem zaczęło mi coś nie pasować. Zleciłam rtg klatki piersiowej. Niestety moje obawy się potwierdziły. Serce zajmowało ogromną pojemność klatki piersiowej, zarysu płuc prawie w ogóle nie było widać (płyn w płucach). Szybko leki na odwodnienie, nadciśnienie oraz lek przeciw-obrzękowy. Sine łapki, pyszczek, ogromne duszności, apetyt był, ale siły do jedzenia nie było. Dokarmienie na siłe. Dzień po lekach nastąpił kryzys, myślałam, że odejdzie mi na rękach. Kryzys minął. Poprawa! Niestety choroba postępowała. Duszności nie ustępowały, nasilały się. Pojechaliśmy do weterynarza z nadzieją, że Pani coś jeszcze zaradzi. Wróciliśmy do domu. Niestety bez Tosi. Płuco po jednej stronie się zapadło, drugie było już prawie niewydolne. Skróciliśmy jej agonie. Nie byłam przy tym. Tata powiedział mi, że Pani gdy podawała pierwszy zastrzyk (narkoza) Tosia zaczęła bardzo uciekać i gryźć czego wcześniej nigdy nie robiła! Pani dwa razu musiała zmieniać igłę. Była świadoma tego co się działo. Zwierzęta rozumieją więcej niż nam się wydaje... Zasnęła spokojnie. Poczułam się jakby cząstka mnie właśnie umierała.
Śpij słodko aniołku. Bardzo Cię kocham, mam nadzieję, że spotkałaś się z Kubusiem i razem wcinacie ogórasy. Przepraszam za wszystko oraz dziękuję za te piękne 3,5 roku z Tobą.
