Śmierć trzech świnek w ciągu tygodnia. Dlaczego?
: 12 gru 2014, 14:33
Witam Forumowiczów,
zwracam się do Was o pomoc, ponieważ nie potrafimy przekonująco dla nas samych (weterynarz też nie potrafi) wyjaśnić tego, co wydarzyło się w naszym domy jakieś 2 tyg.temu, kiedy to postanowiliśmy kupić 2 świniaki. zaopatrzeni już wcześniej w klatkę i sprzęty, żwirek, karmę, sianko itd. czekaliśmy na świnki. Najpierw kupiliśmy 1 w sklepie zoologicznym (teraz już wiem, że tam nie wolno kupować), jedną, ponieważ to była jedyna samiczka wśród chłopaków,a chcieliśmy 2 samiczki. To była słodka mała 3-kolorowa rozetka. Syn dał jej na imię Pompon. Od razu ją pokochalismy. Pompon był trochę wystraszony, chował się w domku, ale czasem wychodził skubać sianko, poskubał trochę jabłuszka i marchewki. Ale trochę się o niego martwiłam, bo był jakiś smutny- myśleliśmy, że tęskni za innymi świnkami. Kupiliśmy go w piątek wieczorem, a w niedzielę ciągle siedział smutny i nastroszony, podtykałam mu smakołyki i wodę, ale nie chciał pić. W poniedziałek zamiast samodzielnie zejść ze swojego pięterka zaczął piszczeć, więc mu pomogłam, w ogóle często piszczał, ale uspokajał się głaskany. We wtorek, kiedy przyszłam z pracy, zobaczyłam ,że Pomponik ma biegunkę. Synek poleciał po Smectę, umówiłam się do weterynarza i cały czas podawałam mu strzykawką smectę na zmianę z wodą, ale on nikł w oczach, wyłożył kopytka, potem dostał jakichś spazmów (wyglądało jak czkawka) i umarł w moich rękach na oczach synka rozmawiającego przez telefon z Panią weterynarz. Bardzo przeżylismy jego śmierć.
Następnego dnia mój mąż (nie konsultując tego z nikim) pojechał i kupił 2 nowe świnki (niestety w tym samym miejscu). Dzieci się ucieszyły, choć nie zbliżały się do klatki (bały się przywiązać). Swinki były z nami od środy. Zachowywały się normalnie. Biegały, były ciekawskie i wcinały chętnie sianko, chętnie piły- moznaby pomysleć- okazy zdrowia. jednak już następnego dnia po południu, jedna z nich Snikers (ta żywsza i odważniejsza) zaczął siedzieć w jednym miejscu, czasem skubnął sianka, ale generalnie stracił wigor. Druga świnka zachowywała sie normalnie- jadła , piła, reagowała wesoło na nowe sianko itd. W piatek mąż pojechał z nimi do pani weterynarz- okazało się, że Snikers był chory, miał gorączkę 40st. Zdziwiłam się, że nie zaleciła rozdzielenia świnek, wręcz przeciwnie, stwierdziła, że w towarzystwie łatwiej mu będzie wrócić do zdrowia. Drugi- Don Pedro był zdrowy. Dowiedzieliśmy sie także, że świnki mają po cztery tygodnie i ważą ok.150g. Snikers dostał zastrzyki - wzmacniający i przeciwzapalny i mieliśmy zgłosić się następnego dnia rano. Zapaliłam im lampkę na całą noc, żeby dodatkowo ogrzewała powietrze koło klatki. Po powrocie Snikers zupełnie przestał jeść, tak jakby po zastrzyku było mu jeszcze gorzej. Don Pedro buszował po klatce, jakby nigdy nic. późnym wieczorem poczułam przykry zapach z klatki i stwierdziłam , że nazajutrz muszę im posprzątać, bo jednak co dwie świnki to nie jedna. Koło północy (pracowałam w pomieszczeniu obok) usłyszałam cos jakby cicha czkawkę- to konał Snikers. Kiedy podeszłam Don Pedro chodził po zmarłym przed chwilką towarzyszu i głośno go obwąchiwał (lub co innego- taki dziwny dźwięk- był półmrok). Przełozyłam Don Pedro do pudełka z siankem , zabrałam Snikersa, wyczyściłam i wydezynfekowałam klatkę i wszystko. Wpuściłam z powrotem Don Pedra, ale on już był jakiś inny, myślałam, że siedzi osowiały, bo smutny po stracie towarzysza. Następnego dnia rano bylismy znów u Pani doktor, ale juz bez Snikersa. Okazało się, że Don Pedro też jest chory, waży 120g i też ma gorączkę (39,7). Dostał Vit C w zastrzyku i lekp/zapalny. Po powrocie przestał jeść, wcześniej nadal chętnie chrupał sianko. Pojechałam do innej lecznicy. Tam Pani doktor powiedziała, że mały jest za maluski, że powinien być z mamą, dała mi karmę ratunkową RodiCare z domieszaną jakąś odżywką i miałam go karmić strzykawką go godz. I karmiłam. Nawet całą noc wstawałam co godz., półtorej i wsuwałam małemu na siłę (bo po 2 karmieniach juz w ogóle tego nie chciał) po ok. 1,5 ml karmy. Rano był chłodniejszy. Pojechaliśmy do tej pierwszej Pani doktor (ta druga w niedzielę miała nieczynną lecznicę), Pani doktor powiedziała, że teraz mały jest za chłodny, że on po prostu słabnie, waga nadal 120g, generalnie jest gorzej. Dała mu antybiotyk z grupy fluorochinolonów (bakteriostatyczny). Wrócilismy. Dałam Don Pedro trochę tartej marchewki, zaczął skubać, ale widać było, że jakby nie ma już siły jeść. po godzinie przyszłam podać mu strzykawkę, ale nie chciał już w ogóle łykać, przytulił się do mnie, dostał "czkawki" i umarł.
Proszę, pomóżcie mi to rozwikłać. Co było moim świnkom. Dlaczego umarły? Chcielibyśmy mieć świnki , ale kolejny raz nie zniosę takiej sytuacji.
zwracam się do Was o pomoc, ponieważ nie potrafimy przekonująco dla nas samych (weterynarz też nie potrafi) wyjaśnić tego, co wydarzyło się w naszym domy jakieś 2 tyg.temu, kiedy to postanowiliśmy kupić 2 świniaki. zaopatrzeni już wcześniej w klatkę i sprzęty, żwirek, karmę, sianko itd. czekaliśmy na świnki. Najpierw kupiliśmy 1 w sklepie zoologicznym (teraz już wiem, że tam nie wolno kupować), jedną, ponieważ to była jedyna samiczka wśród chłopaków,a chcieliśmy 2 samiczki. To była słodka mała 3-kolorowa rozetka. Syn dał jej na imię Pompon. Od razu ją pokochalismy. Pompon był trochę wystraszony, chował się w domku, ale czasem wychodził skubać sianko, poskubał trochę jabłuszka i marchewki. Ale trochę się o niego martwiłam, bo był jakiś smutny- myśleliśmy, że tęskni za innymi świnkami. Kupiliśmy go w piątek wieczorem, a w niedzielę ciągle siedział smutny i nastroszony, podtykałam mu smakołyki i wodę, ale nie chciał pić. W poniedziałek zamiast samodzielnie zejść ze swojego pięterka zaczął piszczeć, więc mu pomogłam, w ogóle często piszczał, ale uspokajał się głaskany. We wtorek, kiedy przyszłam z pracy, zobaczyłam ,że Pomponik ma biegunkę. Synek poleciał po Smectę, umówiłam się do weterynarza i cały czas podawałam mu strzykawką smectę na zmianę z wodą, ale on nikł w oczach, wyłożył kopytka, potem dostał jakichś spazmów (wyglądało jak czkawka) i umarł w moich rękach na oczach synka rozmawiającego przez telefon z Panią weterynarz. Bardzo przeżylismy jego śmierć.
Następnego dnia mój mąż (nie konsultując tego z nikim) pojechał i kupił 2 nowe świnki (niestety w tym samym miejscu). Dzieci się ucieszyły, choć nie zbliżały się do klatki (bały się przywiązać). Swinki były z nami od środy. Zachowywały się normalnie. Biegały, były ciekawskie i wcinały chętnie sianko, chętnie piły- moznaby pomysleć- okazy zdrowia. jednak już następnego dnia po południu, jedna z nich Snikers (ta żywsza i odważniejsza) zaczął siedzieć w jednym miejscu, czasem skubnął sianka, ale generalnie stracił wigor. Druga świnka zachowywała sie normalnie- jadła , piła, reagowała wesoło na nowe sianko itd. W piatek mąż pojechał z nimi do pani weterynarz- okazało się, że Snikers był chory, miał gorączkę 40st. Zdziwiłam się, że nie zaleciła rozdzielenia świnek, wręcz przeciwnie, stwierdziła, że w towarzystwie łatwiej mu będzie wrócić do zdrowia. Drugi- Don Pedro był zdrowy. Dowiedzieliśmy sie także, że świnki mają po cztery tygodnie i ważą ok.150g. Snikers dostał zastrzyki - wzmacniający i przeciwzapalny i mieliśmy zgłosić się następnego dnia rano. Zapaliłam im lampkę na całą noc, żeby dodatkowo ogrzewała powietrze koło klatki. Po powrocie Snikers zupełnie przestał jeść, tak jakby po zastrzyku było mu jeszcze gorzej. Don Pedro buszował po klatce, jakby nigdy nic. późnym wieczorem poczułam przykry zapach z klatki i stwierdziłam , że nazajutrz muszę im posprzątać, bo jednak co dwie świnki to nie jedna. Koło północy (pracowałam w pomieszczeniu obok) usłyszałam cos jakby cicha czkawkę- to konał Snikers. Kiedy podeszłam Don Pedro chodził po zmarłym przed chwilką towarzyszu i głośno go obwąchiwał (lub co innego- taki dziwny dźwięk- był półmrok). Przełozyłam Don Pedro do pudełka z siankem , zabrałam Snikersa, wyczyściłam i wydezynfekowałam klatkę i wszystko. Wpuściłam z powrotem Don Pedra, ale on już był jakiś inny, myślałam, że siedzi osowiały, bo smutny po stracie towarzysza. Następnego dnia rano bylismy znów u Pani doktor, ale juz bez Snikersa. Okazało się, że Don Pedro też jest chory, waży 120g i też ma gorączkę (39,7). Dostał Vit C w zastrzyku i lekp/zapalny. Po powrocie przestał jeść, wcześniej nadal chętnie chrupał sianko. Pojechałam do innej lecznicy. Tam Pani doktor powiedziała, że mały jest za maluski, że powinien być z mamą, dała mi karmę ratunkową RodiCare z domieszaną jakąś odżywką i miałam go karmić strzykawką go godz. I karmiłam. Nawet całą noc wstawałam co godz., półtorej i wsuwałam małemu na siłę (bo po 2 karmieniach juz w ogóle tego nie chciał) po ok. 1,5 ml karmy. Rano był chłodniejszy. Pojechaliśmy do tej pierwszej Pani doktor (ta druga w niedzielę miała nieczynną lecznicę), Pani doktor powiedziała, że teraz mały jest za chłodny, że on po prostu słabnie, waga nadal 120g, generalnie jest gorzej. Dała mu antybiotyk z grupy fluorochinolonów (bakteriostatyczny). Wrócilismy. Dałam Don Pedro trochę tartej marchewki, zaczął skubać, ale widać było, że jakby nie ma już siły jeść. po godzinie przyszłam podać mu strzykawkę, ale nie chciał już w ogóle łykać, przytulił się do mnie, dostał "czkawki" i umarł.
Proszę, pomóżcie mi to rozwikłać. Co było moim świnkom. Dlaczego umarły? Chcielibyśmy mieć świnki , ale kolejny raz nie zniosę takiej sytuacji.