Miliony zawirowań w domu, miliony zawirowań w stadach... czas nadrobić zaległości choć nie ukrywam, że nie jest to wcale łatwe. Zaczęło sie od mojego prywatnego stada... odchodziły dziewczyny po kolei... wszystkie w jednym wieku... po części musiałam się z tym liczyć ale człowiek nigdy nie jest gotowy - nigdy.
W międzyczasie do stada dołączyła kolejna e.c. panna- Lilka. Dzikusek, samobójca, świnka latająca. Wprowadziła mnóstwo zamętu, szalona, niczego nie bojąca się Gwiazda. Przestrzeń, wysokość to dla niej nic- otwierając klatkę trzeba ją zwyczajnie asekurować bo brnie na oślep...eh...to e.c....
I jednego paskudnego dnia lipca, okropnie gorącego, postanowiła mnie opuścić ,moja wieczna tymczaska - ,,najzdrowsza" e.c., moja niezłomna, szalona, postrzelona, energiczna, naj naj naj ... Lora

Zaczęła się zataczać, ledwo na łapkach stała... na ratunek nam pośpieszyła jak zawsze najlepsza ekipa Dinovetu. Wyniki krwi były na prawdę obiecujące. Liczyłam po cichuteńku, że jakieś magiczne kroplóweczki wystarczą i dziewczyna wróci do domu... do stada. Niestety nie przeżyła nocy...odeszła . Zostawiła mnie

zostawiła siostrę- pokręconą, niezdarną Lanę- całkowicie nierozumiejącą gdzie jej siostra...gdzie ja ją zabrałam. 4lata wspólnego życia - dzień w dzień...idealny, wspaniały e.c.duet... Totalny chaos. Rozsypało się wszystko. Lana zdziczała- jak wchodziłam do pokoju był straszny krzyk. Mauna przysiadła na zdrowiu- tarczyca zastrajkowała. Młoda Lilka jeszcze bardziej nakręcona...
Nastała obecnie cisza..walczymy o wagę- Mauna na lekach, Lilka krąży, a Lana...szuka...
Jest mi nadal przykro...ot.co.