dziś w naszym świńskim domu odbył się program pt "pimp my guinea pigs".
zaczęło się niewinnie - od porządków, po zmianę klatek, nowy wybieg

. kiedy dumna (

) z siebie wzięłam moją świnię-psa na klatę zaleciał mi smrodek. no
wymyśliłam, więc kąpiel. Zaczęłam od Pax, z racji, że jutro idziemy na kontrolę do veta bo może pojedzie do DS niedługo

- no naprawdę jak na świnkodziewczynkę bardzo eleganckie zachowanie, po prostu udawała, że jej nie ma

Maras z facetów poleciał na pierwszy ogień - zachowywał się jak ryba w wodzie, przy suszeniu sam zmieniał strony

Kolej przyszła na Zoltara - z racji jego nieco powojennych ran (ah zaczepny z niego proś) został wypucowany, etap suszarki można było pominąć z racji gołodupstwa wrodzonego (

) , w odpowiednich miejscach został zabezpieczony Octeniseptem i poszedł do klateczki wygrzać się w kapciochu

Zaczęłam brać Tango, który oczywiście musiał powąchać pod dupsku Zoltara (

), wtem golas się obrócił, i próbował złapać podglądacza - ofcorz tak mnie użarł w rękę, że krew pociekła strumieniem, on zestrachany się schował, Tango udawał, że przecież nie przez niego, tylko ja byłam natrętna (świnia jedna). Cóż, trzeba było zatamować krwotok (no dobra, dramatyzuje

), po godzinie wznowiłam moją walkę.
Tango narobił w umywalce takiego dymu, że potwierdził, iż woda to z pewnością nie jego żywioł

Po podsuszeniu, nagrodzie i umieszczeniu w klatce, przyszedł czas na Twista. Tę kąpiel mogę tylko podsumować tak:

No, ale przynajmniej umyłam łazienkę

Szybko trzeba było przenieść delikwenta do wanny, bo to się nie dało, a czubek próbował samobója strzelić skacząc w umywalki

Etap suszenia już mu się bardziej podobał.
Po otrzymaniu świeżego jedzenia, wszyscy leżą w swoich legowiskach, kojkach, ulubionych miejscach (Zoltar - wbrew domysłom wiernych fanów nie leży w kuwecie na boby, a w kapciochu) i konsumują.
Koniec odcinka. Pozdrawiamy
