Od rana wiedziałam, że to się stanie, że muszę tak zrobić, że tak będzie najlepiej... Rano bez sikania, bez połykania... Cały dzień byłam w pracy to i bez jedzenia ... Brunka spała patologicznie, bardzo słabiutka.... Kiedy wróciłam z pracy miałam na uwadze, że mogę zastać ją nienaturalnie cichą... Otóż Brunka postanowiła powalczyć

Po pracy znalazłam pod nią wielką plamę szczochów (pierwszy raz się cieszyłam na siki, przysięgam). Pojechaliśmy do weta. W usg piasku tylko trochę... Cysta w lewej nerce spora, pół cm, dodatkowo w prawej nerce pokazała się niewielka, ale jest. Ale Brunka wieczorem wyraźnie żywsza...
Ja wiem, że to dopiero początek, a może być nagle koniec, ale ona walczy, my walczymy. Nie wiem co jej chłopacy obiecali przez kratki, ale ona naprawdę walczy o siebie. Dostaliśmy końskie dawki leków, po których ona jest zwyczajnie naćpana i nie ogrania świata. Dostaliśmy też ogromnego kopa nadziei, że może się uda.
Jakikolwiek będzie finał tej heroicznej walki to już teraz BARDZO WAM DZIĘKUJEMY

, za każde dobre słowo otuchy, wsparcie w najgorszych momentach, uronione łzy. Ja jestem realistką wielką, ale właśnie dziś doświadczyłam małego (świńskiego) cudu. W nagrodę, mimo późnej godziny, pakujemy się Rezydenturą na działkę, by jutro powitać dzień na zielonej trawie. W trójkę, a właściwie czwórkę
