Nie sądziłam, że tak szybko będę musiała pisać ten post...
Robusia już nie ma. Zmarł 2 czerwca. Odszedł mam nadzieję, że spokojnie i bezboleśnie, bo znalazłam go rano w swojej norce. Wcześniej brzydko oddychał, byliśmy u pani dr, która go osłuchała, stwierdziła zapalenie płuc, nie wiem skąd mu się to wzięło, dostał antybiotyk. Po tygodniu nie widziałam różnicy, wręcz wydawało mi się, że jest gorzej. Chciałam pojechać z nim rano, niestety rano, już odszedł... po 2 latach opuścił nas idealny bułoświń. Żegnaj Robusiu, na zawsze zostaniesz już w moim sercu...
