Dzisiaj pożegnałam kolejną ukochana kuleczkę. Na moich rękach odszedł Coffi
To niesamowita świnka. Trafił do mnie w sierpniu 2012 roku. Był gwiazdą kalendarza SPŚM z roku 2013 (w czerwcu). Ale nie to sprawiła, że był wyjątkowy. To mały bohater, który do samego końca walczył dzielnie z chorobą. W listopadzie zeszłego roku okazało się, że ma przewlekłą niewydolność nerek. Potem doszła anemia, następnie została zdiagnozowana białaczka limfoblastyczna przewlekła, chore serducho, ostatnio na usg okazało się, że ma kamień w woreczku żółciowym o wielkości 6,3mm i powiększoną wątrobę oraz płyn w jamie brzusznej. Leczyliśmy też uszkodzenie oka i łapkę, na której zrobiła się ranka. Mimo tylu chorób Coffi do samego końca był żywotny, nawet wczoraj po powrocie od pani kardiolog pobiegł do poidła, a potem jak to on potrafił, zaczął piłować pręty, domagając się jedzenia (od kilku dni był na ręcznym karmieniu).
To piłowanie niedawno sprawiło, że połamał sobie wszystkie siekacze, ale to niczego go nie nauczyło, bo piłował dalej.
Wiedziałam, że jest z nim bardzo źle, wczoraj doktor Ania kazała przygotować się, że w każdej chwili może odejść, jednak do końca łudziłam się, że i tym razem jakoś to będzie.
Niestety malutki nie dał rady, zbyt bardzo był chory
Gdyby nie doktor Ania, to z pewnością w listopadzie by już go nie było, bo wcześniej inny lekarz postawił złą diagnozę. Za to jestem jej bardzo wdzięczna, bo dała mu kilka miesięcy życia.
Coffi, będzie mi Ciebie bardzo brakowało. Kto będzie przybiegał do mnie, gdy zawołam, tak jak to zawsze robiłeś.
Żegnaj mój kochany prosiaczku

Do zobaczenia.
Coffi 2012 - 29.04.2015
Tutaj, gdy był jeszcze malutki, takiego chcę go zapamiętać, radosnego i zdrowego.
