Od wczoraj Zygzak odmawiał jedzenia. Nawet karmy ratunkowej nie chciał ruszyć. Widać było wyraźnie, że odechciało mu się takie życie. Broniłam się przed tą decyzją, ale nie można pozwolić na to, by zwierzę się męczyło. Pojechałam do przychodni mojego kolegi. Do ostatniej chwili świadomości Zygzaka byłam przy nim. Odszedł bardzo spokojnie, tak jakby czekał na taki ruch. Ryczałam jak bóbr. Zygzak jest już pochowany w ogródku koło swoich kolegów.
Zapamiętam go jako popkorningującego małego prosiaczka, który dobierał się do cycków Hamtara.
