Zapewne dziś wrzucimy furę fotek, a na razie wiadomości z lekka wstrząsające:
byłyśmy wczoraj w MV z oboma, bo znowu Grawisia była sową z gruźlicą. A Turbulencji wymacaliśmy kaszak, wydawało nam się, że to odnawia się ten na grzbiecie bo jakby w tej okolicy.
Grawitacja dała występ taki, że dr Judyta stwierdziła, że mało ma tak trudnych pacjentów, a tak skocznej świni jeszcze nie widziała, wręcz poddawała w wątpliwość jej przynaleźność do gatunku świńskiego
werdykt: świnia (?) nieprzyzwoicie wręcz zdrowa, dziwne odgłosy mga być alergią więc trzeba obserwować.
Na warsztat poszła Turbula:
ogólnie też bardzo zdrowa, kaszak chędogi, ale nowy, bo trochę gdzie indziej (to jest lekarz! tamten był wyciskany w początkach grudnia) faktycznie,ten był znacznie bliżej, że się tak wyrażę talii

sunięty wraz z toebką, powinien być spokój. Tylko tolfina 5 dni, octanisept i rivanol. Pobrano też mocz, zaraz zadzwonię i się dowiem, ale wyglądał podobno bardzo ładnie.
Teraz rewelacje:
1. Obok kaszaka po wygoleniu ukazała się stara blizna, nie szyta - jak podobno Turbunia była zawsze sama to skąd to? Coś mi zaczyna nie grać w tej historii z zoologa. Więc tych traumatycznych przeżyć było znacznie więcej okazuje się.
2. Lewy siekacz złamany w połowie

wiem na pewno, że poprzedniego dnia był cały, bo oglądałam. W kąciku prawym otarcie w paszczy, może być to zajad, ale jakoś go nie zauważyłam wcześniej. Konieczne było przycięcie drugiego siekacza i spiłowanie na równo, ale mimo obaw niedługo zaczęła jeść sama. Paszcza do smarowania maścią z wit A.
No i masz babo placek!