Re: Porady do odchowu maleństw
: 18 lip 2018, 14:43
Od rana zabieram się do napisania i nie mogę.
Wydawało mi się, że wszystko robię tak jak trzeba. Że przewidziałam wszystko i stadko jest bezpieczne.
Pisałam wczoraj, że Młode próbują wyleźć między prętami klatki. Więc je zabezpieczyliśmy, od dołu jeszcze wzmocniliśmy, tak żeby nie było szans.
Żeby kot się nie dorwały to powstały istne barykady, masa kombinacji i ciągłego biegania sprawdzić, czy jest OK.
Ale tego nie przewidziałam.
Podczas nocnego karmienia otworzyłam klatkę, jedną ręką mizałam Kropkę, drugą Kulkę. Chciałam Kulkę wziąć ale się coś szarpnęła i na chwilę obie ręce przełożyłam do niej. Ta chwila wystarczyła.
Wszystkiego się spodziewałam, ale nie tego, że Kropka wyskoczy.
Spadła na podłogę z wysokości mniej-więcej pasa dorosłego człowieka. Nie zdążyłam się nawet zorientować, nie miałam szans jej złapać.
O dziwo po pierwszym szoku zachowywała się normalnie. Biegała po kocyku, skubała nas. Rano zaraz po otwarciu przychodni i tak zabraliśmy ją do weta, bo się zrobiła jakaś osowiała i spadł jej apetyt. Dostała przeciwbólowy i przeciwzapalny (chyba) jakiś zastrzyk i w drodze do domu zdawało się, że odżyła.
Około 13 partner zadzwonił że chyba nie jest z nią najlepiej i odwiózł ją do lecznicy. Po 18 jadę się dowiedzieć co dalej.
Wszyscy mi powtarzają że nie da się wszystkiego przewidzieć. Ale i tak czuję, że mogłam zrobić więcej, pomyśleć bardziej. Po śwince się zwyczajnie nie spodziewałam.
Wydawało mi się, że wszystko robię tak jak trzeba. Że przewidziałam wszystko i stadko jest bezpieczne.
Pisałam wczoraj, że Młode próbują wyleźć między prętami klatki. Więc je zabezpieczyliśmy, od dołu jeszcze wzmocniliśmy, tak żeby nie było szans.
Żeby kot się nie dorwały to powstały istne barykady, masa kombinacji i ciągłego biegania sprawdzić, czy jest OK.
Ale tego nie przewidziałam.
Podczas nocnego karmienia otworzyłam klatkę, jedną ręką mizałam Kropkę, drugą Kulkę. Chciałam Kulkę wziąć ale się coś szarpnęła i na chwilę obie ręce przełożyłam do niej. Ta chwila wystarczyła.
Wszystkiego się spodziewałam, ale nie tego, że Kropka wyskoczy.
Spadła na podłogę z wysokości mniej-więcej pasa dorosłego człowieka. Nie zdążyłam się nawet zorientować, nie miałam szans jej złapać.
O dziwo po pierwszym szoku zachowywała się normalnie. Biegała po kocyku, skubała nas. Rano zaraz po otwarciu przychodni i tak zabraliśmy ją do weta, bo się zrobiła jakaś osowiała i spadł jej apetyt. Dostała przeciwbólowy i przeciwzapalny (chyba) jakiś zastrzyk i w drodze do domu zdawało się, że odżyła.
Około 13 partner zadzwonił że chyba nie jest z nią najlepiej i odwiózł ją do lecznicy. Po 18 jadę się dowiedzieć co dalej.
Wszyscy mi powtarzają że nie da się wszystkiego przewidzieć. Ale i tak czuję, że mogłam zrobić więcej, pomyśleć bardziej. Po śwince się zwyczajnie nie spodziewałam.