Cześć! Moja Tośka ma już za sobą trzecie urodziny. W zeszłym roku mniej więcej o tej samej porze roku zaczęły się jej problemy zdrowotne. Popiskiwanie podczas załatwiania się i krew w moczu. Badanie moczu wykazało obecność dużej ilości krwi, białka i bakterii. W grudniu została poddana terapii antybiotykowej, która trwała około 3 tygodni, mającej zapobiegać dalszemu rozprzestrzenianiu się zakażenia dróg moczowych. Kuracja pomogła to fakt, ale po ok. 2 miesiącach sytuacja się powtórzyła. Tym razem kuracja trwała dłużej, świnka dostała antybiotyk, leki przeciwkrwotoczne. Podczas badania moczu nie zauważono kryształków, które mogłyby świadczyć o obecności kamieni nerkowych czy pęcherzowych. Ale z racji tego, że to już drugi nawrót objawów w tak krótkim czasie, świnka została posłana na RTG do innej lecznicy. Niestety zdjęcie nie wyszło czytelne... a świnka przeżyła sporo stresu podczas jego zrobienia. Opłatę za zdjęcie pobrano mimo, że lekarz je wykonujący powiedział, że nie da się na nim zbyt wiele zobaczyć. Nie wiem czy 100zł to dużo za takie badanie... ale myślę, że skoro zdjęcie nie jest czytelne to zdecydowanie za drogo... W związku z powyższym udałam się w jeszcze inne miejsce na USG jamy brzusznej prosiaczka. To badanie już dało znacznie jaśniejszy obraz - co prawda układ moczowy w normie, ale wykryto 2 cysty na jajnikach. Proponowano sterylizację, ale w międzyczasie (wraz z nadejściem pory wiosenno-letniej) objawy chorobowe świnki zniknęły jak ręką odjął. Wstrzymałyśmy się więc ze sterylizacją. Ale problem wraz z nadejściem jesieni powrócił...
Udałam się z prosiaczkiem do innego weta (w związku ze zmianą miejsca zamieszkania) i przedstawiłam sytuację chorobową świnki. Z marszu pobrałam też mocz do badania, który znów był bardziej mętny i czerwony. Podobny wynik - sporo krwi, białka, bakterii. I ponadto świnka zaczęła też tracić sierść w okolicy boczków. Pani weterynarz więc uznała, że to sprawa hormonalna i sterylizacja jest konieczna.
Aktualnie jesteśmy w trakcie oczekiwania na zabieg. Natomiast mnie niepokoją 2 sprawy. Po pierwsze - widać, że świnka cierpi, co chwilkę piszczy w trakcie załatwiania się. A na okres 2 tygodni oczekiwania na zabieg, nie dostała nic przeciwbólowego. Chwyciłam więc po telefon i zapytałam czy można jakoś Tosiakowi pomóc. Polecono mi podawać jej no-spę, która notabene jest rozkurczowa a nie przeciwbólowa. I jak można się było domyślić - nie pomogła.
Po drugie - czy możliwe, że rozwinął się jakiś stan zapalny związany z cystami? Wcześniej podawane jej antybiotyki w jakimś stopniu pomogły wyciszyć objawy i ból zwierzaczka. Dlatego zastanawia mnie, czy aby stan zapalny nie dotknął np. układu moczowego? Bo dlaczego po wcześniejszej kuracji antybiotykowej przez blisko pół roku (okres wiosenno-letni) świnka nie miała żadnych objawów i czuła się dobrze?
Co sądzicie o tym? Jakieś pomysły czy rady? Może wiecie co jest bezpieczne dla prosiaczka, a mogłoby złagodzić ból?
Pozdrawiam