Re: Tosia Kruszynka, Lomi i Margaret
: 12 lis 2018, 0:10
Wczoraj pojechaliśmy do Kajmana podciąć zęby. Okazało się, że mimo że byliśmy ok. 2 tygodni temu, jeden z trzonowców przebił język na wylot. Zyzia dostała maść, umówiliśmy się na kolejną wizytę w środę wieczorem. Z powodu postępujących problemów z wagą, zdecydowaliśmy się na pobranie krwi na profil tarczycowy. Wyniki we wtorek.
Dzisiaj rano odkryłam, że Zyzia ma problemy z chodzeniem: nie mogła stanąć na tylnych nogach. Z okazji obchodów Dnia Niepodległości pojechaliśmy z mężem na strzelnicę, wróciliśmy po 3 godzinach, by odkryć, że Zyzia nadal leży tak, jak ją zostawiliśmy. Przez ten cały czas była na ITK, ale mimo że jadła, to nawet nie zmieniła pozycji.
Wsadziłam ją w śpiworek i przez kilka godzin miałam na kolanach, karmiąc Ziętkiem. Graliśmy z mężem w Monopol, kiedy poczułam, że coś mi spływa po nogach: jakby Zyzia zwymiotowała wodą. Wytarłam ją i widząc, że jej się nudzi, położyłam ją na podkładach rozłożonych w salonie do biegania dla niej (wczoraj wieczorem podjęła próbę opuszczenia ich i skierowania się do balii z ITK, ale po kilku kółkach dała za wygraną i wróciła na podkłady). Odpoczywała tak chwilę, a kiedy do niej podeszłam, okazało się, że leży w kałuży wody, którą zwymiotowała. Mąż wziął ją na kolana. To kojarzyło nam się już wyraźnie z objawami neurologicznymi, podjęliśmy więc decyzję, że jutro ją uśpimy. Ponieważ Kajman jest jutro zamknięty, skontaktowałam się z Kropcią i umówiliśmy się w jej lecznicy.
Chwilę później Zyzia dostała ataku: próbowała wymiotować i piszczała, a po chwili drgawki wyginały ją już w odwrotną stronę. Przypomniałam sobie, że niedaleko nas jest gabinet 24/7. Zadzwoniłam i powiedziałam, że zaraz przyjeżdżamy ze świnką morską do uśpienia.
Wzięliśmy ze sobą całą jej dokumentację, żeby pokazać, że zwierzę jest schorowane i pomysł z uśpieniem nie jest moją zachcianką.
Od telefonu do wejścia do kliniki minęło może 20 minut. Przez ten cały czas Zyzia miała takie ataki, jakie widziałam niedawno u szczura z nieoperacyjnym guzem przysadki. Weterynarz spojrzała na nią i potwierdziła, że zwierzę ma objawy neurologiczne.
Dopełniliśmy formalności. Zyzia dostała zastrzyk uspokajający, a my zostaliśmy wyproszeni z gabinetu. Po ok. 10 minutach pani weterynarz zaprosiła nas do siebie i powiedziała, że Zyzia walczyła do końca. Że nie poddawała się lekom.
Nie żałuję decyzji. Żałuję, że musiała doświadczyć takiego bólu i porażenia, że wyglądała, jakby ktoś ją wyłamywał w odwrotną stronę.
Mieliśmy wieczorem iść na koncert orkiestry symfonicznej, ale zostaliśmy w domu. Nie wiem, jakbyśmy zareagowali, gdybyśmy wrócili z koncertu i zastali ją w kałuży wymiocin piszczącą i z głową wygiętą tak, że niemal dotykała karku.
Waga 416 g.
Nasza dzielna bohaterka.
Dzisiaj rano odkryłam, że Zyzia ma problemy z chodzeniem: nie mogła stanąć na tylnych nogach. Z okazji obchodów Dnia Niepodległości pojechaliśmy z mężem na strzelnicę, wróciliśmy po 3 godzinach, by odkryć, że Zyzia nadal leży tak, jak ją zostawiliśmy. Przez ten cały czas była na ITK, ale mimo że jadła, to nawet nie zmieniła pozycji.
Wsadziłam ją w śpiworek i przez kilka godzin miałam na kolanach, karmiąc Ziętkiem. Graliśmy z mężem w Monopol, kiedy poczułam, że coś mi spływa po nogach: jakby Zyzia zwymiotowała wodą. Wytarłam ją i widząc, że jej się nudzi, położyłam ją na podkładach rozłożonych w salonie do biegania dla niej (wczoraj wieczorem podjęła próbę opuszczenia ich i skierowania się do balii z ITK, ale po kilku kółkach dała za wygraną i wróciła na podkłady). Odpoczywała tak chwilę, a kiedy do niej podeszłam, okazało się, że leży w kałuży wody, którą zwymiotowała. Mąż wziął ją na kolana. To kojarzyło nam się już wyraźnie z objawami neurologicznymi, podjęliśmy więc decyzję, że jutro ją uśpimy. Ponieważ Kajman jest jutro zamknięty, skontaktowałam się z Kropcią i umówiliśmy się w jej lecznicy.
Chwilę później Zyzia dostała ataku: próbowała wymiotować i piszczała, a po chwili drgawki wyginały ją już w odwrotną stronę. Przypomniałam sobie, że niedaleko nas jest gabinet 24/7. Zadzwoniłam i powiedziałam, że zaraz przyjeżdżamy ze świnką morską do uśpienia.
Wzięliśmy ze sobą całą jej dokumentację, żeby pokazać, że zwierzę jest schorowane i pomysł z uśpieniem nie jest moją zachcianką.
Od telefonu do wejścia do kliniki minęło może 20 minut. Przez ten cały czas Zyzia miała takie ataki, jakie widziałam niedawno u szczura z nieoperacyjnym guzem przysadki. Weterynarz spojrzała na nią i potwierdziła, że zwierzę ma objawy neurologiczne.
Dopełniliśmy formalności. Zyzia dostała zastrzyk uspokajający, a my zostaliśmy wyproszeni z gabinetu. Po ok. 10 minutach pani weterynarz zaprosiła nas do siebie i powiedziała, że Zyzia walczyła do końca. Że nie poddawała się lekom.
Nie żałuję decyzji. Żałuję, że musiała doświadczyć takiego bólu i porażenia, że wyglądała, jakby ktoś ją wyłamywał w odwrotną stronę.
Mieliśmy wieczorem iść na koncert orkiestry symfonicznej, ale zostaliśmy w domu. Nie wiem, jakbyśmy zareagowali, gdybyśmy wrócili z koncertu i zastali ją w kałuży wymiocin piszczącą i z głową wygiętą tak, że niemal dotykała karku.
Waga 416 g.
Nasza dzielna bohaterka.