Niestety pożegnaliśmy wczoraj Truflę. Pobiegła do Behemotha, którego uwielbiała. Ale wszystko odbyło się bardzo spokojnie, na moich kolanach i w ulubionej pozycji do leżenia.
Winna jestem trochę wyjaśnień - nie wnikając w szczegóły - tajemnicza kulka okazała się cystą, która miała być usunięta, a nie została. Doszło do błędu, w wyniku którego nie otrzymaliśmy ani tej informacji, ani informacji o faktycznej sytuacji. Zostało to już wszystko wyjaśnione, pewne decyzje chyba zapadły, więc nie chcę nic więcej pisać. Natomiast co do Trufli - w trakcie zabiegu przeszła zapaść krążeniową (dlatego nie została wykastrowana) trwającą powyżej 2 minut. Prawdopodobnie w poniedziałek przeszła dodatkowo jakiś mikro udar, stąd otępienie, brak przełykania, brak sił do przemieszczania się. Skonsultowałam z dwoma niezależnymi wetami, czy ma jakiekolwiek szanse - w obu przypadkach dostałam odpowiedź, że wg. nich nie. Dlatego podjęliśmy decyzję, że pomożemy jej odejść w najbardziej komfortowych warunkach, jak to możliwe.
Co do stada i jego przyszłości - dziewczyny paradoksalnie się uspokoiły. Przez ten tydzień, kiedy Trufla była w domu (właściwie tylko ciałem), były bardzo nerwowe, ewidentnie nie wiedziały, co się dzieje, ale chyba czuły, że nic dobrego. W najbliższych dniach, mam nadzieję, dołączy nowy mąż (już chyba mogę oficjalnie napisać

), a dziś odpisałam na Fb Anuli Malinie - jeśli będzie taka wola, to chcielibyśmy przyjąć osieroconą dziewczynkę od niej.