A zatem, byliśmy w Giżycku

Przede wszystkim chcę się podzielić radością ze zrozumienia ze strony personelu wszystkich placówek, z jakimi mieliśmy do czynienia. W drodze na Mazury zatrzymaliśmy się w zajeździe i nie było problemu, żeby transportery dziewuch stanęły pod ścianą na werandzie, gdzie jedliśmy. Potem mąż zabrał każdą na chwilę na ręce, żeby się przejść, a one żeby przez chwilę świat zobaczyły. W drodze powrotnej natomiast jedliśmy w restauracji z transporterami pod stołem, żeby nikt nie widział, bo zwierząt tutaj nie wolno, no, ale skoro to świnki...
W hotelu również nie wolno było trzymać zwierząt, ale zrobiono dla nas wyjątek. Kupiliśmy podkłady, które wymieniałam 2 razy dziennie (3, kiedy Zyzia dostała biegunki). Na ścianie, pod którą postawiliśmy klatkę, rozciągnęliśmy folię malarską (słusznie, jakaś kupa się do niej przykleiła), na podłodze wokół i pod klatką położyliśmy worki foliowe, a Zyzia dostawała Ziętka ze strzykawki, co by nim nie chlapała na wszystkie strony.
Pobyt dla nas udany, dla prosiaków trochę mniej, bo o wybiegu nie mogło być mowy. Rekompensowaliśmy im to jak mogliśmy, czyli kolankowaniem i rozpieszczaniem - na łące za hotelem mnóstwo skrzypu, liście krwawnika wielkie jak liście mniszka, a liście mniszka wielkie jak liście chrzanu. No i mnóstwo chmielu, prosiaki pijane xD.
Celowo nie podaję nazwy hotelu, bo wiem, że nie byli najszczęśliwsi, że przyjechaliśmy ze zwierzętami, ale mimo to jestem im wdzięczna.
A co u nas po powrocie? Zobaczcie sami:
https://youtu.be/kwJz6_MHFx0