Takie cudo dzisiaj "znaleźliśmy" przy drodze

Ptasior ewidentnie się zepsuł - siedział skulony, nie łaził, nie podlatywał. Rodzice pojeździli sobie po mieście szukając odpowiednich służb. Pani weterynarz zabroniła dotykać (ta. będę łapać w gołe ręce ptaka drapieżnego, powodzenia

), kazała pojechać do Powiatowej Inspekcji Weterynaryjnej. W Inspekcji pan nie miał czasu i odesłał ich do Straży Miejskiej. (w tym czasie ja pilnowałam poszkodowanego żeby go nic nie zjadło) Akurat mieli jeden patrol wolny, więc go "wysłali"... Od zgłoszenia siedzieliśmy siedzieliśmy przy krogulcu dobre 40 minut zanim w końcu się pojawili. No dobra, skoro tak długo, to można by oczekiwać choć grubych rękawic żeby jakoś ręce zabezpieczyć, może jakaś klatka żeby się w aucie nie wyrwał i nie zaczął świrować, jakaś siatka? Ale nie, po co! Wypłoszyli z krzaczorów pałką policyjną po czym gołymi rękoma złapali ptaka, który wbił kobiecie szpony w rękę. Dziwne, prawda?
Później wrzucę więcej zdjęć, bo krogulec był piękny. Mam maila do weta (nie mógł podjechać bo miał jakichś pacjentów) bo chciał zdjęcia ptaszka, więc mam nadzieję że dowiem się co się dalej z zwierzakiem stało...