Siedzę i ryczę.
Chłopakom odwaliło. Mocno. Od południa jakoś więcej na siebie turkotali, ale nie zwracałam na to szczególnej uwagi. Jakieś pół godziny temu Cosiek zaczął kopać (?) w macie, ogólnie rzecz biorąc chował się po kątach a Drops go ganiał. Próbowałam ich ogarnąć, pryskałam wodą, ale nic to nie dawało. W końcu Drops rzucił sie na Cośka, na szczęście nie trafił. Próbowalam ich rozdzielić, Drops znowu się rzucił, złapał w zęby mojego palca i, cały czas go trzymając, zaczął się rzucać. Tak, jakby próbował zabić.

Na szczęście skończyło się tylko na rozwalonym palcu (Drops ma cały pysk we krwi, na szczęście mojej. jutro spróbuję go domyć), żaden z chłopców nie ucierpiał. Drops śpi teraz w drugim pokoju w 80, Cosiek objął 140, też śpi.
Łączyć ich już chyba nie będę próbować, to nie ma sensu.

Może uda mi się wybłagać kumpla dla Cośka, bo ostatnio ewidentnie to Drops dawał popalic Cośkowi, Coś był uległy zupełnie

A jak nie... to nie chcę o tym myśleć
