Jejku, jak gorąco... W domu było dzisiaj coś koło 27 stopni!

Koszmar. Chłopaki chłodzą się jak mogą - kostki brukowe są cały czas "w użyciu", nawet usiedzieli grzecznie podczas kilku sesji moczenia stópek! Ogórki znikają w kilkanaście sekund. Co najgorsze, dwa tygodnie temu przyjechała ekipa i wreszcie pomalowali chałupę. Użyli pistoletów, był lekki wiatr, więc cała trawa w farbie, jedyne co mi pozostaje to zaopatrywać się u babuni na rynku w marchewę z natką, buraczki z botwinką, kukurydzę z liśćmi, ogórasy, koper itp... Następnym razem zrobię rozeznanie gdzie sprzedają z oberwanymi liśćmi, to może uda mi się dogadać na dostawę świeżego zielska za jakąś symboliczną opłatą
Świniaki nie miały czasu sie przywitać - jak tylko otworzyłam klatkę, wyleciały na wybieg w poszukiwaniu Zaginionego Złotego Boba... czy czegoś takiego

Zważyłam ich:
Drops - 751 (czyli w normie)
Cosiek - 889! (a jak go przywiozłam, to była mała, 600 gramowa kuleczka

)
A powiem Wam jeszcze, że ostatnio na osiedlu zagościły kuny - zagryzły już (tzn. jedyny "ślad" to cztery dziurki na tętnicy... ) kotkę sąsiadów. Koniec ze zdjęciami ze świniami latającymi luzem po trawniku - kiedyś widziałam, jak przebiegały przez drogę - szybkie to jak cholera, więc wątpię żeby był czas na interwencję. Jak już upały zelżeją, a trawa odrośnie, to trawing tylko pod górą od klatki (no i oczywiście czujnym okiem Dużej - ale tak było zawsze

)