Rysio ma zdjęty opatrunek i kołnierz!
Ma jeszcze sporą rankę na brzuchu, ale wetka ocenia, że tydzień, półtora i już będzie zagojony.
Rysio, choć zmęczony po wizycie był przeszczęśliwy z braku kołnierza.
Najpierw nie dowierzał... Potem chyba z 15 min. poświęcił na umycie się i wydrapanie. A następnie popcornował i biegał po całej klatce jak dziki.
Teraz śpi.
Byłam zbyt zaabsorbowana świniakiem, żeby robić zdjęcia, ale mam trochę do nadrobienia z ostatnich dni:
Jakiś czas temu zrobiłam Rysiowi namiot. Bardzo chciał się zawijać w koc, a z kołnierzem nie poradziłby sobie z wejściem do domku (mamy norki od Pastuszka).
W między czasie Johnnisław doszedł do wniosku, że jestem przemęczona i próbował mnie pocieszać.
(Sytuacja taka: siedzę z Johnnym na kolanach. Prawą ręką go głaszczę, lewą mam położona obok prosiaka. Nagle Johny zwija się w kłębek, a następnie kładzie mi wielkiego boba na dłoni XD)
A tu krótka relacja. Rysio jeszcze w kołnierzu:
I już bez kołnierza. Taki jest biedny z tymi obtarciami...

Szyjkę przez cały czas smarowałam mu maścią z wit. A, żeby obrażenia były jak najmniejsze.
Dziękuję wszystkim za dobre słowa i trzymanie kciuków.
Dropsiu, cieszę się, że się podobają. W moich oczach są najpiękniejsi
