Zgrywając dzisiaj zdjęcia prosiaków na telefon* przeglądałam zdjęcia świnek, które towarzyszyły mi przez kilka ostatnich lat. Będzie trochę historii, jak kogoś ciekawi, zapraszam.
*Uwaga, sam folder Malwinki i Mileczki (prowadzony od marca ubiegłego roku) ma prawie 600 zdjęć.
Ze wszystkich folderów, które posiadam, chcę zrobić fotoksiążki.
1. Rozi
Moja pierwsza świnka, rozetka, trikolorek. Dostałam ją na 9 urodziny, była sama, na ziarnach, żyła 7 lat i nigdy nie była u weta (więcej grzechów nie pamiętam, ale za to chyba mam już oddzielne miejsce w piekle
). Moja świadomość wtedy była znikoma, wiadomo, wszystkiego dowiadywałam się od mamy, a jedyne informacje o świnkach czytałam z książek z serii Hobby - Świnka Morska (taka zielona, jeśli dobrze pamiętam). Mimo wszystko była kochaną świnką, bardzo tulaśną, lubiła być głaskana i przytulana. Moja mama bardzo przeżyła jej śmierć (jak każdego prosiaka, który później do mnie trafił), ja to raczej przeżywałam w sobie, ale po śmierci Rozi przez następne 4 lata nie miałam żadnego zwierzątka. I w sumie to był błąd. Być może byłabym nieco innym człowiekiem, gdyby właśnie w okresie tych kilku lat miałabym zwierzątko. Ale to nie miejsce i czas na takie żale, było, minęło. Po Rozi pozostało mi bardzo mało zdjęć, zaledwie kilka (kto wtedy myślał o robieniu miliona zdjęć śwince? Nawet mało kto miał aparat fotograficzny... ';) ale najważniejsze są w sumie dla mnie wspomnienia.
Edit: Ten biały trójkącik na pyszczku był znakiem drogowym. Jak było ciemno i trzeba było wchodzić do pokoju po omacku, to co było widać? Biały trójkącik!
Jedyne zdjęcie, gdzie Rozi jest cała
A to moje ulubione. Nie jestem fotografem (i nie potrafię robić zdjęć), ale ilekroć patrzę na to zdjęcie, to jestem zahipnotyzowana.
2. Bunia aka Esmeralda.
Zdjęć Buniaczka dawałam już w tym wątku (jest też wątek o niej i Malwince). Rok 2014. Kilka osób zaczęło mnie nakłaniać na zwierzątko (nie bez przyczyny), a koleżanka podesłała mi stronę do SPŚM. Biłam się z myślami, czy warto, czy jestem na tyle dobra by dać dom świnkom (ja nadal o nich mało wiedziałam). Szybka decyzja, zgoda mamy, zamawianie klatki i w końcu wiadomość do Cynthi w sprawie Malwinki i Buni. W sumie nie wiem kto mnie urzekł bardziej, ale chyba obie. Bunia - puchata kulka, Malwinka - maleńki szkrabek. No i trach! Od tego czasu jestem zaświniona! Buniaczek był cudowną (głośną) świnką, skradła serce mojej mamy (tak, bardzo cierpiała po odejściu Buni) i GŁOŚNO domagała się o jedzenie. I te oczy! Guziczki dwa. Bunia swoje przeszła, miała ciężki żywot, ale na sam koniec swojego życia zaznała dużo miłości, ciepła, bezpieczeństwa i jedzenia.
Edit: przypomniała mi się sytuacja, w której śmiałyśmy się z mamą, że Bunia to nasz taki mały termometr. Kiedy jej uszka robiły się czerwone to znak, że jest upał i/lub gorąco. Jak były normalne, różowe - jest normalna temperatura.
Ukochane zdjęcie <3
Te oczy! Jak to moja mama mówiła: ona miała takie mądre oczka!
Biała dama
3. Danusia
I przyszedł rok 2016. Kiedy zmarła Bunia, trzeba było zastanowić się nad nową świnką. Stwierdziłam, że spróbuję kupić świnkę z hodowli (zarejestrowanej w CCP). I przyjechała! Ruda, piękna, duża kluska. Dzika jak nie wiem co. Dawno nie widziałam tak strachliwej, tak przerażonej świnki. Nigdy przez to nie zakolegowała się z Malwinką i do samego końca bała się wszystkich i wszystkiego co się rusza. Pomimo tego jednak była oczkiem w głowie moich najbliższych i znajomych (bo w końcu rude jest piękne i kochane!). Przeżyła u mnie rok. Odeszła 28 lutego 2017 w gabinecie weterynaryjnym. Walczyłam o jej życie do samego końca, prowadząc nocne rozmowy z dr Izą, jeżdżąc, dokarmiając. Niestety, było za późno. Prawdopodobnie przyczyną śmierci był czynnik genetyczny oraz azotany w jedzeniu (padła wątroba). Od tamtej pory jestem bardzo zdystansowana do hodowlanych świnek. Być może źle trafiłam... Ale po dziwnych rozmowach zarówno z właścicielką hodowli jak i z innymi ludźmi (którzy mnie ostrzegali akurat przed tą hodowlą) dałam sobie spokój. Znów musiałam szukać koleżanki dla Malwinki, tym razem już stwierdziłam, że na pewno będzie to adopcja. I tak trafiłam na Mileczkę (aka Mrówka).
Historia wyjazdu po Mileczkę, łączenia, a także całej Czekoladowej historii zostawię na kiedyś. Bo w sumie... Moje nastawienie akurat do tej świnki jest specyficzne i to materiał na osobny post.
Kilka zdjęć rudej...
Uszka!
Kluska
"Ruda wcina jak szalona..."