Bagietka
4.03.2024 r.
Trudno mi było zebrać się do zrobienia tego wpisu...
Dawno już nie toczyliśmy tak zaciętej walki o zdrowie i życie...
Nie udało się...
Wybacz, Maleńka...
Bagunia odeszła. Jej silny organizm długo nie poddawał się przeciwnościom losu. Trafiła do nas na DT wychudzona, słaba, wyeksploatowana licznymi porodami, z ropiejącą, niegojącą się raną na boczku. Była szykowana do operacji, kiedy okazało się, że jest w ciąży. Zabieg trzeba było przełożyć, leczyliśmy objawowo. Chudzinka szczęśliwie urodziła trzy zdrowe maluchy, które trafiły do cudownych domów. Była wspaniałą matką, ale po odstawieniu dzieciaków trzeba było zająć się jej zdrowiem. Operacja ujawniła prawdziwy stan dziewuszki. Było źle. Nigdy nie dowiemy się, co ją spotkało - nie miała jednego żebra, a w jego okolicy istniała ogromna blizna. Po zabiegu posypały się nerki, Bagietka przestała jeść. Trwała nierówna batalia o powrót do formy. Wygraliśmy tę bitwę, ale to nie był koniec kłopotów. Bagusia została u nas na zawsze. Ani długo, ani szczęśliwie... Stopniowo pogarszały się parametry krwi, w moczowodzie pojawiły się złogi, mała przeszła kolejny poważny zabieg. Po krótkiej poprawie stanu wszystko zaczęło się sypać. Co tydzień wizyta, pobieranie krwi, nowe leki - weterynarze starali się robić wszystko, na co pozwala współczesna medycyna. Już nie było mowy o jakiejkolwiek poprawie. Chodziło o zapewnienie jak najlepszego komfortu życia. Jedna nerka przestała pracować, druga słabła, wyniki pogarszały się z każdą wizytą. Rozszerzony moczowód wypełnił osad. Bagietka traciła na wadze, coraz mniej jadła, odwadniała się, leki już nie działały. Jedyną alternatywą podczas ostatniej wizyty była operacja na cito: stan ogólny zły, rokowania złe. Widać było po niej wyczerpanie, cierpiała. Jeszcze gorączkowe konsultacje i bolesna decyzja, aby pozwolić Baguni godnie odejść... Nadal rozglądam się za jej jamniczym pyszczkiem w porach karmienia. Wciąż nie wierzę, że jej już nie ma. Do zobaczenia, Bagietko...