Dzima pisze:Biedny Marianek.....jedna świnka....a jaka dziura w sercu
Miał szczęście, że do was trafił....albo to wy mieliście szczęście go przygarnąć.
Zdecydowanie to my mieliśmy szczęście, że trafił do nas. Wyjątkowy był. Piękny i niesamowicie mądry do tego miał swoje zdanie i dążył do obranych celów. Jeszcze w Poznaniu póki Małgosia nie poruszała się samodzielnie miał całe dnie wybieg i zachowywał się jak mały psiak. Podchodzil, wachal, prosił, wskakiwal na kolana, chodził za nami... Był niesamowity.
Od początku walczyliśmy o jego zdrowie, a on się nie poddawal. Najpierw tradycyjni pasażerowie na gape, później cukrzyca, problem z oczami aż w końcu problem z tymi nieszczęsnymi zębami... A on i tak długi czas nie tracił wigoru. Właściwie takie znaczne pogorszenie było w grudniu, ale walczyliśmy dalej... Po śmierci Jurka zaczęły się problemy z płucami i łapkami ale walczyliśmy dalej i za każdym razem kiedy już nie wiedziałam czy robię to bardziej dla siebie czy dla niego on mi pokazywał że chce.. Wyciągal pyszczek do strzykawki. Kustykal w moja stronę, mył się po każdym odlozeniu do klatki, próbował jeść koperek, siano... Aż do wczoraj. Wczoraj zaczął slabnac u weterynarza na stole, dostał leki został do późnego wieczora pod tlenem i spodziewalam się telefonu z najgorszym... A tu dr Asia zadzwonila że Marian czeka na odebranie... Niedługo jednak dane nam było się cieszyć... O 5 było jeszcze ok... O 5.20 nie żył.... Odszedł cichutko w swojej klatce...