Znowu bez zdjęć, ale odkąd mieszkamy w garażu przerobionym na mieszkanie, lekko nie jest. Super mieszkanie, ale światła to tu nie ma w ogóle. Zdjęcia wychodzą ciemne i ziarniste mimo włączenia wszystkich lamp
.
Świnie żyją. Gajka po operacji odzyskała wigor, to wciąż prosiek o stanowczym charakterku z magiczną bronią "siur sierpowy"
. I baaardzo gadatliwy. Zdrówko jej dopisuje, co mnie niesłychanie cieszy, bo jednocześnie starczych plamek typowych dla skinnek przybywa.
Naevia niestety nie ma się dobrze. Albo też To Skomplikowane. Nowotwór w końcu i ją dopadł, nadnercze. Dziad jest dobrze ukrwiony i ciąć nie ma po co, to by jej nie dało szans. Opieka paliatywna, leki na wątrobę (standardowo Zentonil) oraz powstrzymujące szalejące w jej organizmie hormony - Vetoryl.
Nie ma dolegliwości bólowych, w zasadzie świnia zachowuje się tak, jakby nie wiedziała, że coś jej jest. Ciągle jest alfą stada, apetyt ma jak zawsze wielki, gra na kratach o jedzenie aż miło, a po odpowiedniej dawce pogonienia koleżanek uprawia leżing. Mam nadzieję, że dzięki lekom zostanie z nami jeszcze trochę. W końcu co zrobi nasze biedne stadko, jak alfa odejdzie?
Milady ma się ogólnie nieźle, ale to straszna panikara i stąd mamy regularne problemy z luźnymi bobami, a po każdej wizycie u weta - biegunkę. Będę ją próbować poić melisą przed kolejną, szczególnie, że USG zajmuje miesiąc i jest potwornie traumatycznym zabiegiem dla prośków. A wypada zrobić, bo może coś nie gra, choć palpacyjnie wszystko wydaje się być w porządku. Zgryz także ładny.
Apetyt zawsze, dzikie gwizdy też, foch stosowany, jak się nie przyniesie DOBRYCH zielonek także obecny. Mam jednak wrażenie, że czasem trochę się jej nudzi, bo jako najmłodsza ma też najwięcej energii.
Jeżeli ustabilizuję moją sytuację zawodową, to planujemy doświnianie, wszak stadko nam nie młodnieje.