W cyrku byłam raz w życiu. Kupiłam wtedy świecący mikrofon, którym machała cała publicznosć, gdy wyłączono światła

Imiona klown'ów pamiętałam przez kolejne kilka lat, tak samo jak zjawiskowe akrobacje. Za jakąs kwotę mogłam pogłaskać ogroomnego węża, w którym się po prostu zakochałam. Jednak bardzo żal mi tresowanych zwierząt, żyjących w ciągłym stresie, wśród tylu ludzi, a dalej z dzikim instynktem. Nie pochwalam tego tak samo jak Ty, dlatego nie kupuję biletów :/