Każda historia ma swoje zakończenie. W tym przypadku jest ono nagłe i niespodziewane.
Równo miesiąc temu odszedł Grubcio. Przed wyjściem z domu jeszcze biegał po klatce kwicząc wesoło, kilka godzin później leżał sztywny w kącie klatki, w swojej ulubionej pozycji tuż przy miseczce z jedzonkiem. Po prostu zasnął i już się się nie obudził. Wczoraj zaś pożegnaliśmy Halfika. Przedwczoraj gorzej się poczuł, szybko osłabł, dosłownie „przelewał" się przez ręce. Wcześniej nie wykazywał żadnych objawów choroby czy gorszego samopoczucia. Byliśmy u weterynarza, gdzie dostał zastrzyki, następnego dnia mieliśmy jechać na kolejne. Miałam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, bo po wizycie zyskał trochę energii i nawet próbował wspiąć się po ścianach transporterka i z niego wyjść, jednak niestety rano znalazłam go sztywnego w klatce.
Każda chwila spędzona z nimi była najlepszą i cieszę się, że te dwa małe rozrabiaki mogły zagościć w moim życiu. Teraz już na zawsze będą razem i pozostaną w moim sercu