Drybedy w pełni zaakceptowane. Świnki odkrywają jak przyjemnie jest leżeć na wygodnym, mięciutkim dywaniku z wyciągniętymi łapkami i jeść sianko
. Poza tym nie mam zdjęć niestety, bo wciąż nie mam czasu (sic!) nakarmić aparatu, ale muszę pochwalić nasze księżniczki!
Dziś było bowiem świńskie SPA, czyli między innymi manicure i pedicure. Najpierw Naewia miała potworną przygodę, czyli pazurek tak jej się zaplątał w mój sweter, że nie dało się go wyplątać. Nawet nie pisnęła, mimo łapki w górze i spokojnie przyjęła jego przycięcie pielęgnacyjno-oswobadzające. Reszta pazurków poszła jak z płatka, podobnie zakazane czesanie rozetki szczoteczką dla niemowląt (nikt jej nigdy nie powiedział, że rozetki tego nie lubią, więc w tym czasie wykłada się wygodnie
). Gaja miała potworną przygodę przez moją nieuwagę
. Jeden pazurek poszedł za mocno, pojawiła się krew i cichy pisk (taki z kategorii "wyrywa serce człowiekowi od razu"). To był drugi obcinany pazurek! Ale... szybko mąż popsikał jej rankę, ta się ładnie zasklepiła i prosiaczek bez protestu mimo tego pierwszego nieszczęścia w całym jej życiu dał sobie przyciąć resztę pazurków. Nawet w miarę grzecznie zniosła smarowanie olejkiem kokosowym. Nie licząc rzecz jasna głośnego kwikania pełnego oburzenia
.