Re: Przygody Świni Łini
: 25 sie 2014, 19:34
Dzięki za dobre słowo. Próbuję jakoś dojść do siebie po stracie Luśki. Ciąg dalszy bajki załączam.
* * *
Świnia miała problem. Przez cały czas kiedy marzyła o morzu i wielkiej podróży, ani razu nie pomyślała, co zrobi kiedy już to morze przepłynie. Morska podróż była wspaniała i spełniła jej wszystkie marzenia. Ale była też męcząca i Świnia nie miała ochoty wracać do domu morzem. Na jakiś czas znudziły jej się też przygody i postanowiła się gdzieś osiedlić. Przypomniała sobie, że Bóbr Barnaba pochodził z Polski i bardzo chwalił to miejsce. Postanowiła, że pojedzie tam spróbować nowego życia. Przedostała się do Polski liniami lotniczymi Bocian-Air. Poprosiła o pierwszą klasę i miejsce przy oknie, bo chciała po drodze pogapić się na Europę. Latanie bardzo jej się spodobało. Wylądowali gdzieś w Gdańsku. Świnia pomyślała, że to dobrze bo gdyby znowu zatęskniła za morzem, to będzie sobie mogła zrobić małą wycieczkę. Pośmiali się chwilę z Bocianem Bogusiem z tych historii, jakie wszyscy opowiadają, o przynoszonych przez bociany dzieciach, i Boguś poleciał poszukać sobie jakiegoś fajnego gniazda. A Świnia poszła poszukać sobie jakiegoś fajnego domu.
Zamieszkała u Miłej Pani Engels i jej rodziny. Było jej tam super, więc została na kilka lat. Siedziała sobie w klateczce, dostawała pyszne jedzenie, czasem wyszła pobiegać po trawce. Dostała też na imię Tosia, co nie do końca jej się podobało, bo w końcu miała już na imię Łini. Próbowała im o tym powiedzieć, ale chyba jej nie zrozumieli, bo przynieśli jej tylko więcej jedzenia. Mieszkał tam też nieduży miły piesek Frutka, z którym żyły w przyjaźni.
Pewnego dnia poczuła swędzenie z tyłu pleców. Następnego dnia znowu ją swędziało i miała wrażenie, że coś jej trochę od wczoraj urosło. Przez kolejne dni ciągle się powiększało. Świnia nie miała lusterka i nie umiała też zajrzeć sobie na plecy. Trochę ja to niepokoiło. Któregoś dnia Miła Pani Engels niespodziewanie zabrała ją do sąsiadów na grilla.
Nadeszła moja ostatnia godzina - pomyślała z niepokojem Świnia. -Tuczyli mnie, dbali o mnie, a teraz mnie zjedzą, jak jacyś Inkowie. Na co mi przyszło po tylu latach...
Świnia siedziała struchlała w swojej klateczce i czekała na najgorsze. Wieczór był ciepły i bezwietrzny. Ogień na grillu tlił się słabym płomieniem, ktoś tam cicho na gitarze rzępolił, kilka osób siedziało przy suto zastawionym stole i Świnia pomyślała, że może jednak nie są tacy głodni i że dzisiaj jej się upiecze.
A właściwie miała nadzieję, że się NIE UPIECZE.
W trawie przy kamieniach coś zaszurało. Świnia przyjrzała się ciekawie. Wydawało jej się, że leżą tam tylko kamienie, ale szuranie znowu się pojawiło. Zauważyła, że jeden z kamieni wypuścił nóżki i odwrócił się tyłem do przodu. Okazało się, że ma też głowę, i że do złudzenia przypomina jej znajomego żółwia Teofila, tylko że jest znacznie o niego mniejszy. Obok leżał drugi taki sam „ kamień” ale chyba spał. -No pięknie, mają też żółwie- pomyślała Świnia. - Zanosi się na egzotyczną kolację. W menu: zupa żółwiowa i pieczony prosiak- pisnęła rozgoryczona. Co za żarłoki, cały stół jedzenia, a im się takich małych zwierzątek zachciewa. Nawet się nie najedzą, a poza tym na pewno jestem gorzka i żylasta - Siedziała podłamana i czekała na to co będzie. Chętnie pogadała by z tym żółwiem, ale siedział za daleko i pewnie by nie usłyszał, a poza tym nie chciała zwracać na siebie uwagi. Może Żarłoki o niej zapomną. Do stołu podeszła Pani w żółtej bluzie i doniosła jakąś smakowicie wyglądającą sałatkę. Świnia mimowolnie przełknęła ślinkę. Żółta poprzestawiała coś tam na stole i przelotnie rzuciła okiem na klatkę ze świnią.
-O,widzę, że przynieśliście Tosię, zaraz sobie zobaczę, co tam wyhodowaliście - powiedziała Żółta wesoło.
-Już jakiś czas temu jej to urosło, ale nie wiedzieliśmy, co z tym zrobić. Myśleliśmy, że to już tak na starość i że jest za późno, żeby coś z tym zrobić - powiedziała niepewnie Miła Pani Engels
-No wiecie co!!! Na jaką starość! - powiedziała oburzona Żółta, i Świnia mimowolnie przyznała jej rację - Ile ona ma lat?
-Około pięciu chyba - powiedziała jeszcze bardziej niepewnie Pani Engels.
-No to jest w kwiecie wieku! - powiedziała Żółta i Świnia pomyślała, że już ją lubi - Ja się chyba na was obrażę!- ciągnęła Żółta z pretensją. Przecież wiedzieliście, że ja się zajmuję takimi małymi zwierzątkami. Trzeba było nie czekać, tylko przynieść ją, jak było mniejsze. Pewnie ją bolało.
Świnia struchlała. Ciekawe co to znaczy, że się „nimi zajmuje”. Na pewno robi im złe, niemiłe i bolesne rzeczy.
- No wiecie, czasem muszę robić im złe, niemiłe i bolesne rzeczy. - ciągnęła Żółta - Ale to dla ich dobra. Żeby żyły długo i cieszyły się dobrym zdrowiem. Świni stanowczo trzeba pomóc. Usuniemy jej to i będzie jak nowa - Powiedziała Żółta tonem nie znoszącym sprzeciwu - Nawet już jej nie zabierajcie do domu. Zaraz jutro wezmę ją do lecznicy i zrobię co trzeba. Posiedzi u mnie kilka dni na rekonwalescencji i przyniosę ją wam, jak już zdejmiemy szwy.
Widać było, że Żółta już podjęła decyzję i że żadne dyskusje nie wchodzą w rachubę. Miła Pani Engels siedziała ze świnią na kolanach i głaskała ją czule z trochę niepewną miną.
-I na pewno nic jej nie grozi? Obudzi się po narkozie?- spytała smutno
-Pewnie, że się obudzi - powiedziała Żółta pocieszająco – Dostanie tylko głupiego Jasia i znieczulenie miejscowe. W tydzień czasu wszystko się zagoi i będziecie mieli Świnię jak nową.
* * *
* * *
Świnia miała problem. Przez cały czas kiedy marzyła o morzu i wielkiej podróży, ani razu nie pomyślała, co zrobi kiedy już to morze przepłynie. Morska podróż była wspaniała i spełniła jej wszystkie marzenia. Ale była też męcząca i Świnia nie miała ochoty wracać do domu morzem. Na jakiś czas znudziły jej się też przygody i postanowiła się gdzieś osiedlić. Przypomniała sobie, że Bóbr Barnaba pochodził z Polski i bardzo chwalił to miejsce. Postanowiła, że pojedzie tam spróbować nowego życia. Przedostała się do Polski liniami lotniczymi Bocian-Air. Poprosiła o pierwszą klasę i miejsce przy oknie, bo chciała po drodze pogapić się na Europę. Latanie bardzo jej się spodobało. Wylądowali gdzieś w Gdańsku. Świnia pomyślała, że to dobrze bo gdyby znowu zatęskniła za morzem, to będzie sobie mogła zrobić małą wycieczkę. Pośmiali się chwilę z Bocianem Bogusiem z tych historii, jakie wszyscy opowiadają, o przynoszonych przez bociany dzieciach, i Boguś poleciał poszukać sobie jakiegoś fajnego gniazda. A Świnia poszła poszukać sobie jakiegoś fajnego domu.
Zamieszkała u Miłej Pani Engels i jej rodziny. Było jej tam super, więc została na kilka lat. Siedziała sobie w klateczce, dostawała pyszne jedzenie, czasem wyszła pobiegać po trawce. Dostała też na imię Tosia, co nie do końca jej się podobało, bo w końcu miała już na imię Łini. Próbowała im o tym powiedzieć, ale chyba jej nie zrozumieli, bo przynieśli jej tylko więcej jedzenia. Mieszkał tam też nieduży miły piesek Frutka, z którym żyły w przyjaźni.
Pewnego dnia poczuła swędzenie z tyłu pleców. Następnego dnia znowu ją swędziało i miała wrażenie, że coś jej trochę od wczoraj urosło. Przez kolejne dni ciągle się powiększało. Świnia nie miała lusterka i nie umiała też zajrzeć sobie na plecy. Trochę ja to niepokoiło. Któregoś dnia Miła Pani Engels niespodziewanie zabrała ją do sąsiadów na grilla.
Nadeszła moja ostatnia godzina - pomyślała z niepokojem Świnia. -Tuczyli mnie, dbali o mnie, a teraz mnie zjedzą, jak jacyś Inkowie. Na co mi przyszło po tylu latach...
Świnia siedziała struchlała w swojej klateczce i czekała na najgorsze. Wieczór był ciepły i bezwietrzny. Ogień na grillu tlił się słabym płomieniem, ktoś tam cicho na gitarze rzępolił, kilka osób siedziało przy suto zastawionym stole i Świnia pomyślała, że może jednak nie są tacy głodni i że dzisiaj jej się upiecze.
A właściwie miała nadzieję, że się NIE UPIECZE.
W trawie przy kamieniach coś zaszurało. Świnia przyjrzała się ciekawie. Wydawało jej się, że leżą tam tylko kamienie, ale szuranie znowu się pojawiło. Zauważyła, że jeden z kamieni wypuścił nóżki i odwrócił się tyłem do przodu. Okazało się, że ma też głowę, i że do złudzenia przypomina jej znajomego żółwia Teofila, tylko że jest znacznie o niego mniejszy. Obok leżał drugi taki sam „ kamień” ale chyba spał. -No pięknie, mają też żółwie- pomyślała Świnia. - Zanosi się na egzotyczną kolację. W menu: zupa żółwiowa i pieczony prosiak- pisnęła rozgoryczona. Co za żarłoki, cały stół jedzenia, a im się takich małych zwierzątek zachciewa. Nawet się nie najedzą, a poza tym na pewno jestem gorzka i żylasta - Siedziała podłamana i czekała na to co będzie. Chętnie pogadała by z tym żółwiem, ale siedział za daleko i pewnie by nie usłyszał, a poza tym nie chciała zwracać na siebie uwagi. Może Żarłoki o niej zapomną. Do stołu podeszła Pani w żółtej bluzie i doniosła jakąś smakowicie wyglądającą sałatkę. Świnia mimowolnie przełknęła ślinkę. Żółta poprzestawiała coś tam na stole i przelotnie rzuciła okiem na klatkę ze świnią.
-O,widzę, że przynieśliście Tosię, zaraz sobie zobaczę, co tam wyhodowaliście - powiedziała Żółta wesoło.
-Już jakiś czas temu jej to urosło, ale nie wiedzieliśmy, co z tym zrobić. Myśleliśmy, że to już tak na starość i że jest za późno, żeby coś z tym zrobić - powiedziała niepewnie Miła Pani Engels
-No wiecie co!!! Na jaką starość! - powiedziała oburzona Żółta, i Świnia mimowolnie przyznała jej rację - Ile ona ma lat?
-Około pięciu chyba - powiedziała jeszcze bardziej niepewnie Pani Engels.
-No to jest w kwiecie wieku! - powiedziała Żółta i Świnia pomyślała, że już ją lubi - Ja się chyba na was obrażę!- ciągnęła Żółta z pretensją. Przecież wiedzieliście, że ja się zajmuję takimi małymi zwierzątkami. Trzeba było nie czekać, tylko przynieść ją, jak było mniejsze. Pewnie ją bolało.
Świnia struchlała. Ciekawe co to znaczy, że się „nimi zajmuje”. Na pewno robi im złe, niemiłe i bolesne rzeczy.
- No wiecie, czasem muszę robić im złe, niemiłe i bolesne rzeczy. - ciągnęła Żółta - Ale to dla ich dobra. Żeby żyły długo i cieszyły się dobrym zdrowiem. Świni stanowczo trzeba pomóc. Usuniemy jej to i będzie jak nowa - Powiedziała Żółta tonem nie znoszącym sprzeciwu - Nawet już jej nie zabierajcie do domu. Zaraz jutro wezmę ją do lecznicy i zrobię co trzeba. Posiedzi u mnie kilka dni na rekonwalescencji i przyniosę ją wam, jak już zdejmiemy szwy.
Widać było, że Żółta już podjęła decyzję i że żadne dyskusje nie wchodzą w rachubę. Miła Pani Engels siedziała ze świnią na kolanach i głaskała ją czule z trochę niepewną miną.
-I na pewno nic jej nie grozi? Obudzi się po narkozie?- spytała smutno
-Pewnie, że się obudzi - powiedziała Żółta pocieszająco – Dostanie tylko głupiego Jasia i znieczulenie miejscowe. W tydzień czasu wszystko się zagoi i będziecie mieli Świnię jak nową.
* * *