Słuchajcie, cyrk na kółkach to mało powiedziane.
Shaggy niedawno źle się poczuł, nie chciał jeść, wyglądał jakby coś go bolało i średnio chciał się ruszać. Byłam w pracy pół dnia mama też więc byli sami... Terminów oczywiście nie ma do weta od egzotyków, a wiadomo że u niego stan pogorszyć się potrafi ot tak.
Płacze nad nim, myślę może to już jego czas, męczy się, musimy się przygotować na najgorsze już widziałam jak jadę do zwykłego psio-kociego i go usypiam żeby mu ulżyć.
Minęła noc na dokarmianiu i na drugi dzień... cudowne ozdrowienie. Niemożliwe żeby taki stan dawał radę nagle ukrywać, biegał reagował jak nas widział, wcinał sam wszystko kazałam mamie go obserwować itd. a ja będę próbować gdzieś się dostać, bo w mieście obok jest jakiś wet niby od egzotyków nie ufam im, ale chociaż żeby go ktoś obejrzał póki nie możemy złapać terminu u naszego.
Wiecie na czym go przyłapałam nagle? Ta małpa nie wiem jakim cudem nauczyła się wskakiwać na pojemnik z karmą
Nie wiem jak i skąd w życiu bym na to nie wpadła. Jak nas wtedy nie było musiał zeskoczyć i potłukł łapkę... Rozumiecie że my myślałyśmy matko ma paraliż jakiś to już nie ma sensu jak tak się pogarsza. Dalej jestem w szoku weźcie mnie trzymajcie oni mnie wykończą niedługo
