Glucinek osiąga już szaloną wagę między 72 a 74 g Zjada naraz nawet 2,5 ml mleka. Widziałam go przy cycku, ale nie wiem, czy przy takiej ilości gąb do wykarmienia on się w ogóle załapuje na jakiś bufet. Podjada ciut sianko. Ale straszna z niego sierota. Rodzeństwo się z nim przytula, lubią go, tego popierdułka. Nie wiem czy z tego wyjdzie, czy będzie normalną świnką. Czas pokaże. Na razie zastanawiam się, jak mu ogarnąć opiekę na majówkę.
Maluch mam się dobrze, jest trochę autystyczny, ale je, tyje i daje radę...
Natomiast 3 maja pod moją nieobecność, jeszcze z nieznanych przyczyn, odeszła moja Malinka, dziecko listonosza, ostatnia świnka, która pamiętała pierwsze stado... Dziś wróciłam do domu, niby w domu 18 świnek... ale bez Malinki pusto... Serce boli. Póki byłam daleko, póki mogłam zająć myśli milionem rzeczy, jakoś szło... Malinko, przepraszam, że nie było mnie przy Tobie... Wybacz...
Po sekcji Maliny okazało się, że dręczył ją nowotwór - wielki, galaretowaty twór, który rozsiadł się przy jej żołądku. Do tego płyn w żołądku i płucach - więc wniosek, że to guz się rozlał i ją zabił.... Moją biedną, małą świnkę.... Jest mi nadal bardzo źle...
Powinnam napisać już dawno, założyć Malince wątek w in memoriam...
U nas ciągle zmiany, Ciuciurutek wyszedł na ludzi, ładnie rośnie, je i jest niesamowicie oswojony...
A w niedzielę, 12 maja, pojawiły się u nas kolejne 4 świnki. Ruda kula nareszcie urodziła, choć powiem szczerze bardzo dziwny miot... 101g, 86g, 62g i 51g... Najmniejsza Kruszynka nie ogarniała rzeczywistości. Postanowiliśmy zacząć ją dokarmiać, bo nawet przystawiona do kranu z mlekiem nie ciągnęła... Była słaba, trzęsła się i przewracała... Walczyliśmy o nią z mężem cały poniedziałek... o 4.30 nad ranem zasnęłam, a ona przed 8 umarła... Jej życie trwało zaledwie kilkadziesiąt godzin, ale zapadła w moje serce. Nie umierała bezdomna, umierała jako moja świnka, bo to jej i sobie obiecałam, że jeśli tylko się postara, wyżyje, nie musi już nigdzie szukać domu, jest u siebie... Nie dała rady, choć walczyła do końca... Natura bywa okrutna. Nie wiem czy wady genetyczne, czy to ja ją zalałam przy dokarmianiu... Znów stracone kolejne życie...
Wszyscy zachwycają się małymi świnkami, jakie to one urocze, słodkie, nieporadne. A o tych, które ludzkiej zachcianki nie przeżywają, nikt nie pisze. Rodzą się martwe, żyją tylko chwile, a czasem po drodze na świat zabijają własne matki... Ruda rodziła już 2 lub 3 raz... Tak jak i Onomatopeja i Ironia. W każdym miocie jedno stracone maleństwo... i 10 nowych żyć, które mają nadzieję na dobre domy, którym nie znudzą się jednak na starość czy nie staną się nadmiernym obciążeniem podczas choroby...
Jest mi smutno. Do tego Hope i SuZetka są chore. Suzetka mnie martwi. Nie je ukochanych warzyw. To dziwne, to niepokojące, to bardzo do niej niepodobne... Hope mimo ogólnego stanu zdrowia nieciekawego, je, skacze, po lekach widać znaczne wznowienie aktywności... A Zecia strasznie nieswoja...
Świnie dostały wreszcie imiona. Więc mamy pierwszą rodzącą: Ironia i jej synowie Epitet, Kontrast i Paradoks zwany Ciuciurkiem. Dalej jest znana już Onomatopeja i jej dzieci Alegoria, Aluzja, Metafora i Oksymoron. Oraz ruda Szanta i jej trzy grzdyle. Które imiona dostaną po potwierdzeniu płci. Tylko nieżyjąca Kruszynka dostała imię...
Fraszka nadal czeka na swoje potomstwo. Ponoć są dwa. Zobaczmy...
Zmarłe dzieciaki także dostały imiona: dziecko Ironii Okruszek, a dziecko Onomatopei Kędziorek.
Wczoraj chłopcy z pierwszych dwóch miotów przeprowadzili się do oddzielnej klatki. Dziewczyny z maluchami zostały na parterze, chłopaki powędrowali na piętro. Fajna taka klatka piętrowa