Wydaje mi się że jest dobrze, a na pewno nieco lepiej, niż choćby wczoraj, bo ta narośl jest mniejsza i bardziej miękka. Waga poszła do góry - 820g aktualnie. Sam je, ale ze strzykawki też wciąga 2-3x dziennie.
Nutrenę zmieliłam i dodaję do karmy ratunkowej, którą jadł wcześniej (ok 1/3 objętości). Może cuya z niego zrobię?
To prawda, ze ze świnką nigdy nie wiadomo- kiedy odejdzie, a kiedy niespodziewanie się podźwignie- wiele widziałam tego przykładów tu na forum, a nawet u siebie w domu. Może Mroku będzie takim cudem, który wszystkich zaskoczy?
Dr wspominała, że zna może ze trzy świnki, które się po ropniu zagoiły. Zobaczymy, jak będzie- to silny facet i widzę, że się nie zamierza poddawać, jest naprawdę bardzo dzielny. To, co ja muszę z nim wyprawiać, to naprawdę nie jest normalne. I to bez znieczulenia. On przy tych płukaniach rany walczy i strasznie się wyrywa, muszę zawijać go ręcznikiem w naleśnik i jedną ęką trzymam, a drugą oprawiam ranę. Łatwo nie jest, a już najgorsze jest niedopuszczenie do zarośnięcia się tej dziurki, kiedy właśnie ona bardzo chce się zarosnąć i zabliźnić. Więc muszę tą ranę po prostu na nowo rozgrzebać. Brrrrrr.....
Grzebanie w ranach nie jest mi obce (ale nie lubię tego!), tyle że do tej pory zawsze robiłam wszystko, aby się rana wygoiła, a teraz wręcz przeciwnie- ma się nie goić tylko oczyszczać.
Biedny jest ten Mroku, bo właściwie od zawsze ma pod górkę i teraz też- rokowania są bardzo ostrożne. Bo nadzieja nadzieją- tą trzeba zawsze mieć, ale realia są, jakie są. Po nim nie widać jego poważnego stanu. Nie poddaje się. Już choćby to, że on z takim ropniem, przesuniętą szczęką i przerostem zębów jadł warzywa i suchą karmę jest nieprawdopodobne.