Wchodzę sobie do kuchni i słyszę kwiczenie z jakiejś innej lokalizacji. A to Melon wyskoczył sobie z klatki przez taka małą dziurkę no z 5cm miała dosłownie. No dobrze, myślę sobie - niech się wybiega, a potem go złapię. Odwracam się a on - hyc! I już u moich dziewczyn siedzi w klatce! A te ciumcie jakoś dziwnie się wystraszyły - mimo, że widują go przez kratki, zbiły się w przeciwległym kąciku klatki, oczy wybałuszyły - a ten trutututu do nich. I wcale się nie dał złapać, wił się jak piskorz w rękach, no po prostu - diabeł mały

No więc musiałam klatkę zamknąć szczelnie, a w tym celu ją przestawić nieco. Wywołałam tym wielkie niezadowolenie Melona, który jednak próbuje znaleźć jakiś słaby punkt tej klatki

Muszę się zmobilizować i fotki wrzucić, to sobie zobaczycie jak słodko i niewinnie wygląda.
