
Byliśmy dzisiaj u dr Judyty w Medicavecie. I po kolei:
- pani dr jest CUDOWNA bardzo Wam dziękuję za polecenie tej lecznicy!
- świń miał już mocno poprzerastane zęby - zostały przycięte, sierść z ryja została wydłubana. Ma niewielkie rany i owrzodzenia na śluzówce jamy ustnej, ale to akurat dziwnym nie jest, podejrzewałam, że rani się zębami. Przycięcie trzonowców wyraźnie mu poprawiło humor, nawet zjadł swoją kupkę i był przy tym tak szczęśliwy, że aż pochrumkiwał sam do siebie.
- zrobiliśmy rtg, żeby sprawdzić jak wyglądają zęby i czy guzy nie mają jakiś wyraźnych nowotworowych cech. Badanie wykluczyło ropnie okołowierzchołkowe, co mnie bardzo cieszy, bo już raz z takim ropniem walczyłam i nie było to nic fajnego. Guzy nie naciekają na tkanki i nie mają cech typowych dla raka - to w zasadzie też jest dobra wiadomość, ale nowotworu nadal nie można wykluczyć.
- została pobrana krew na morfologię i biochemię, żeby ocenić ogólny stan świnki.
- doczekałam się wreszcie wyników posiewu. Wyrosły paciorkowce, na szczęście wrażliwe na antybiotyki.
W sobotę jestem umówiona na kolejną wizytę, pani dr będzie próbowała pod znieczuleniem ponakłuwać te guzy w poszukiwaniu ropy. Świniak dostał antybiotyk (na te paciorkowce), steryd i jeszcze jakiś lek ziołowy (czarci pazur?). Ja mam zadanie, żeby go trochę podkarmić do soboty i mam podać mu jutro te same leki co dzisiaj. Na szczęście są w zastrzykach, nie w tabletkach

Trzymajcie kciuki za mojego bidoka, naprawdę zaczynam wierzyć, że uda mu się wyzdrowieć
