Sprawa jest następująca.
Mam samczyka, w tym momencie ponad 6 letniego (urodził się w grudniu 2009).
Ok. miesiąca temu zauważyłam na mordce małego, na prawym policzku, podejrzaną opuchliznę o kształcie guza. Guzek miał 10-15 mm średnicy, nie był bolesny i pojawił się nagle, dosłownie z dnia na dzień - w piątek wieczorem go nie było, w sobotę rano już tak. No to mały w transporter i dzida do weterynarza. Weterynarz stwierdził co następuje:
- guzy są dwa. Drugi, znacznie mniejszy, jest położony bardziej w stronę zada. Bardzo możliwe, że ten guzek istniał już wcześniej, on ma tak ułożone futro, że mogłam nie zauważyć ani nie wyczuć (świniak strasznie nie lubi jak go się głaszcze po głowie, więc tego niemal nigdy nie robię).
- nie wiadomo co to jest. Wyglądał niby na ropnia, ale próby nakłucia/drenażu nic nie dały, a ogólny stan zębów świni też nie wskazywał na to, że ropień mógłby się pojawić.
Świnka dostała steryd w zastrzyku, a ja dostałam polecenie, żeby obserwować i przyjść za parę dni, jeżeli nic się nie zmieni.
W pierwszym dniu po wizycie, pod wpływem sterydu rzeczywiście narośl bardzo drastycznie zmalała, potem na nowo zaczęła rosnąć. No to do weterynarza.
Na tej wizycie śwince zrobiono usg, na którym wyszło, że w sumie dalej nic nie wyszło, bo guzy nie wyglądają w żaden specyficzny sposób. Przedni ma kilka kawern z płynem, tylny jest bardziej zwarty. Świnka dostała antybiotyk o szerokim spektrum, Tolfedynę i polecenie przyjścia na biopsję, jeżeli nic się nie zmieni.
Minął tydzień, zrobiliśmy biopsję (trochę tutaj skracam, bo odstępy między poszczególnymi wizytami mogły być dłuższe, nie pamiętam tego co do dnia).
Biopsja też nic nie wykazała. W pobranych próbkach (a było tych próbek z sześć) nie wykryto komórek nowotworowych, ani nic co wyklarowałoby sytuację. Jedyne co znaleziono to komórki związane ze stanem zapalnym, które mogą występować przy nowotworach złośliwych - mogą, ale nie muszą, pojawiają się też przy mocnym odczynie zapalnym.
Pani doktor podjęła kolejną próbę nakłucia guzów (a nuż coś wypłynie), no ale nic nie wypłynęło. Poszło też drugie usg, też nic.
Minął jakiśtam czas od antybiotyku i zrobiłam śwince posiew z antybiogramem, w tym momencie czekam na jego wyniki.
Mały dostaje kolejny antybiotyk i steryd, ale nic kompletnie mu nie pomaga


Nie mam pojęcia co robić dalej, nie chcę się z nim żegnać, ale jak nie uda się tych zmian natychmiast zmniejszyć to będę musiała. Świniaka konsultował chirurg i w jej (i mojej zresztą też) opinii nie ma szans na wycięcie guzów, bo raz, że są wielkie, dwa, że to wyjątkowo niefortunne miejsce, a trzy, że swoje robi też wiek świni...
Leczę małego w Ogonku, ale chcę skonsultować go jeszcze z innymi weterynarzami. Macie jakieś doświadczenia? Gdzie mogę z nim iść? Cały czas stoję w martwym punkcie, stan świnki się pogarsza, mój portfel też swoje odcierpiał i nie zanosi się na poprawę
