Az nie chce się wieżyć, że tak pięknei wyglądają te sterylizacje.
Moja Colimka umarła!
A była zdrową świnką, nigdy nie chorowała. Chodziła często na kontrole do weta i obcinanie pazurków. Obmacywanie i nikt nie dostrzegł cyst.
Jak rujka jej się przedłużała, naczytałam się w necie o cystach, poszliśmy na drugi dzień do weta, sama wskazałam cysty lekarzowi i powiedziałam co podejrzewam, od razu zostaliśmy skierowani na operację. Colimka była taka radosna! I nadszedł dzień operacji. iiii okazało się, że cysty były bardzo duże i nie chciały się całe wyciąć.. dostała za małe znieczulenie, więc w trakcie zabiegu musieli dołożyć, zabieg trwał jakoś koło godziny!
Była bardzo apatyczna, ale powiedziano nam, że już się ruszała.. jak ją odbieraliśmy nie widziałam zbyt wiele ruchów, jedynie ból w jej oczach. Nic nie jadła, co chwilę w nocy wstawałam i rozmawiałam z nią. Czułam jej ból. Mieliśmy rano iść, gdyby nic nie jadła, a zjadła niewiele, troszkę zalizała ogólka i w ogóle się nie ruszała

:(:(:(
Jak tylko poszłam do pracy to chłopak poszedł do weta, zostawił ją na obserwacji.. jak skończyłam pracę dowiedziałam, się że Colimka umarła!
Czułam, że umrze, bo widziałam jak cierpi! I to mnie to dziś boli, ta świadomość, że mój prosiaczek tak cierpiał i że sama ją na to cierpienie skazałam, bo może gdyby nie operacja to by jeszcze żyła. Miała tylko 3 latka.
Już nigdy nie narażę mojej swinki na taki zabieg!
Teodora ma cystę, ale niewielką, dostaje ziołowe preparaty, które póki co sprawiają, że cysta się nie powiększa.
Łączne koszty wyszły około 400 zł (w tym pierwsza wizyta z usg, druga z operacją 250 zł, oraz pobyt po operacji gdy umarła, za kremację powiedzieli, że nie policzą.. to już jakiś żart).
To był gabinet przy wieży RTV w Poznaniu, niestety od kiedy specjalista od zw. egzotycznych jest na macieżyńskim NIE polecam NIKOMU!!!!
Może i na psach się znają.. ale jak widać na prosiaczkach NIE!