Lilu była u mnie 5 lat, od kiedy skończyła 1 miesiąc. Była młodsza niż dwie pozostałe prawie roczne, więc musiała sobie jakoś radzić, zwłaszcza że Ciotki dały jej wycisk i traktowały szorstką świńską miłością. Ogromny spryciarz, mistrz w porywaniu porcji jedzonka w locie, wieczny lokator paśnika - uwielbiała się wciskać narożnym kątem do środka i wylegiwać na sianku, pozostało jej to aż do ostatniego dnia. Mały dzikusek, pierwsza do sprawdzania oraz do uciekania. Pamiętam jak wiozłam ją 5 lat temu w mroźny dzień tramwajem z krakowskiego bieżanowa, jeszcze za studenckich czasów. Ulubienica mojej mamy oraz mojej psicy, która ją obdarzała najsilniejszym psim uczuciem, to ona była jej "szczeniaczkiem" nr 1 - psica jej lizała pyszczek, a świnka podgryzała wielki psi nochal

Ostatnio zaczęła chudnąć nieubłagalnie od pół roku, wreszcie w badaniu krwi wyszła ogromna nadczynność tarczycy i nadnerczy. Doszły ciężkie objawy, silne wychudzenie... do ostatnich chwil zachowała pogodę ducha, zawsze ciekawska, głodomorek. Z ciężkim sercem, choć przygotowywałam się na to, pozwoliłam jej odejść.
Miałam trzy świniaki, teraz została jedna Moka (adopciak z forum). Lubiła towarzystwo, ale zawsze to była szorstka miłość. Dopiero w ostatnich dniach pozwoliła małej spać obok siebie (oczywiście bez dotykania, ale obok)... Kolejna mała świnka raczej póki co nie wchodzi w grę, będę obserwować tą moją marudę. Choć widok jednej świnki, podczas gdy ta całe życie miała towarzystwo... eh. Mimo tego, że nie jest to typ wielce towarzyski, a raczej zrzędliwa stara baba.
Trio za czasów młodości:

Świątecznie z suką:

Moka i Lilu w 2014 roku

I moje słoneczko, Lilu

Teraz na pewno moja Lilu a'la-crested dołączyła do mojego stadka rozetek - do swojej towarzyski Nany, oraz ich poprzedniczek, rozetek Leonki i Fafki. I kłócą się o każde źdzbło zielonej trawki.