Przygoda goni przygodę!
W między czasie zdążyliśmy się przeprowadzić, "zgubić" jeden ze szwów i zmienić kołnierz (Rysio był niegrzeczny

).
Chronologicznie:
Przeprowadzka trwała od soboty. Rysiulo był zbulwersowany, ze mu wszystko wynoszą z mieszkania. Robił poważne miny, dużo gruchał i szczękał zębami.
Oto Ryszard z całym swoim dobytkiem (jeszcze w starym mieszkaniu):
W nowym domu był podekscytowany, może trochę przestraszony. Ale pomimo kołnierza biegał i skakał i prosił o szybką dostawę siana, więc myślę, że więcej było pozytywnej ekscytacji niż przerażenia.
Zamieszkaliśmy w nowym domu już w sobotę, ale wozić rzeczy trzeba było też w niedzielę i poniedziałek, więc do Rysia zaglądałam podawać mu leki.
W ciągu dnia okazało się, że siusiak Rysia brzydko wygląda. Skontaktowałam się z wetem, zmieniliśmy mu leki.
Wieczorem wypadł jeden ze szwów! Dramat!
Było już dość późno, po konsultacji telefonicznej z Panią Doktor dowiedzieliśmy się, że jak nie ma krwotoku to nie trzeba panikować. Mieliśmy przyjść na wizytę we wtorek.
W poniedziałek komisyjnie z mężem stwierdziliśmy, że siusiak spuchnięty, więc nie czekamy, jedziemy na wizytę tego samego dnia. Pani Doktor go obejrzała i dała nam dodatkowo maść z antybiotykiem.
Jeszcze w poniedziałek wieczorem patrzę: a tam nasz słodki Rysio pomimo kołnierza dłubie sobie przy szwach
Obejrzałam go dokładnie i na moje oko jeden ze szwów puścił. Więc we wtorek znów do przychodni
Pani Doktor powiedziała, że szwy wyglądają na poszarpane, ale nie puściły, więc to tak zostawiamy. Ale żeby było już bez przygód Rysio dostał większy kołnierz, ustawiony pod trochę innym kontem, więc teraz trzymamy kciuki, że już będzie bez przygód
Jutro zdjęcie szwów i mam nadzieję, że to już będzie koniec naszych zdrowotnych przygód.
Tymczasem załączam zdjęcie sprzed chwili: Rysio odpoczywa w nowym (starym) królestwie.
