Dziękuję wszystkim za

Zabieg we wtorek, więc wtedy trzymajcie najmocniej
Asita pisze:Mocno kciuki za zabieg

Ale chyba nie będzie mocno skomplikowany i świnek szybciutko dojdzie do siebie?
Zabieg nie jest skomplikowany, ale teoretycznie powinien być przeprowadzony pod narkozą.
Jednak Pani doktor powiedziała, że postara się go przeprowadzić w znieczuleniu miejscowym, więc trzymajcie kciuki, żeby Ryzio nie robił problemów i żeby nie trzeba było komplikować sprawy.
Tymczasem cały czas dochodzimy do siebie po śmierci Johnnego.
Rysiowi poświęcamy więcej uwagi, żeby nie czuł się opuszczony. Placuchuje u mnie na kolanach jak pracuję czy oglądam TV.
I dużo do niego gadamy jak siedzi w klatce

Tutaj kilka fotek z dzisiejszego placuchowania (robione jedną ręką, telefonem, więc przepraszam za jakość wykonania):
Po dzisiejszym kolankowaniu Rysiulec zachował się w bardzo zaskakujący sposób.
Wkładałam go do klatki, a on najpierw nie chciał zejść z kocyka, a potem nagle jakby zobaczył coś strasznego zeskoczył i uciekł.
Miał w klatce położoną dużą górę siana (uwielbia jeść i kłaść się w sianku, więc mu nie oszczędzałam). W klatce nic się nie zmieniło w czasie kiedy był wyjęty.
Tymczasem Rysiek zaczął się zachowywać jakby w tym sianie było coś, co próbuje go zjeść. Ewidentnie bardzo bał się wyjść spod hamaka. Nawet do poidła bał się podejść.
Wyjęłam większość siana, a resztkę rozłożyłam na 2 kupki. 1 położyłam pod paśnikiem, a drugą dałam mu pod nos.
Tą pod nosem jadł, ale dalej zachowywał się jakby wychodząc spod hamaka ryzykował życie.
Sytuacja trwała z pół godziny, wreszcie zdecydowałam się mu wyjąć wszystko.
Wyciągnęłam prosiaka i wywaliłam podkład i całe to siano, którego się bał.
Włożyłam nowy podkład i Ryśka do klatki. Odeszłam na chwilę, żeby przynieść nowe sianko, a on zaczął się drzeć, jakby go ktoś ze skóry obdzierał. Ale po świniaku nie widać, żeby coś źle się działo.
Włożyłam mu nowe sianko, zawołałam na jedzenie i pokazałam, że wszystko jest ok.
Było trochę lepiej, ale dalej zachowywał się, jakby coś było nie tak. Wiec wyciągnęłam z klatki też paśnik.
Nieśmiało zaczął jeść to sianko. I teraz w sumie jest z powrotem dość normalny, ale nadal nerwowo pozerkuje w stronę drugiego hamaka (obok którego wcześniej leżała kupa siana).
Pospał sobie nawet trochę.
Czy ktoś z Was spotkał się z czymś takim?
Macie pomysł co może się dziać?
Od odejścia Johnnego nie prałam mu hamaków - uznałam, że tak będzie czuł się bezpieczniej dopóki się nie przyzwyczai do nowej sytuacji. Ale może powinnam po prostu wszystko wyprać i umyć, by zminimalizować zapachy?
Już sama nie wiem...