Jakoś nie bardzo wierze w te gotowe karmy...
Może jako zwolenniczka ludzkiego jedzenia bez konserwantów (o ile się da
![Mruga ;)](./images/smilies/icon_e_wink.gif)
) niechętnie patrzę na te puszki i saszetki, Niby wiem, że zrownoważony sklad, higiena itede, ale ile w tym konserwantów i innych świństw?
Koty, z którymi się wychowywałam, dostawały zwykle tę samą gęstą zupę, co psy, tyle, że dla nich wyciągane były mięsne i rybne kęski, a psy jadły resztę - w tym warzywa i kaszę. No i koty dostawały podroby, resztki, chrząstki, zawsze jakaś resztka z mielonego od kotletów, w sumie, jak sobie przypomnę, to dostawały wiecej surowizny, niz psy. Przy pięcioosobowej rodzinie to zawsze takich obrywek trochę jest.
Z ciekawostek - pamiętam kota, który jadał obierki od ziemniaków - i to spod ręki obierającego, inna kotka pasjami jadała skórki od bobu, a jeszcze inna polowała na koniki polne i zjadała z trzaskiem ...
A cala kocia banda była zamykana na strychu w porze dojrzewania melonów, bo cholery kochały nadgryzać dojrzewające owoce w inspektach. Ponieważ dziadek miał umowę z cukiernikami na dostawy, więc owoce musiały być idealne, a nie nadgryzione
![Uśmiech :-)](./images/smilies/icon_e_smile.gif)
No to koty siedziały tydzień na strychu.