Rysiowe LOVE <3 - POŻEGNANIE

Pamięci tych, które odeszły...

Moderator: pastuszek

ODPOWIEDZ
boe22

Re: Operacja udana!!! Rysio dochodzi do siebie!

Post autor: boe22 »

Dla bezpieczeństwa zostaje do soboty, trzecie znieczulenie to już by była przecież przesada i duże ryzyko(miał już 2 w ciągu 2 dni).
Lepiej żeby został pod okiem weta.
Dostał abażur na głowę i nie wiem co jeszcze.
Paprać może się też po wewnętrznych i przecież znamy wiele takich przypadków. Wet ostatecznie decyduje. A podobno guz był naprawdę duży, tylko mało widoczny z zewnątrz, raczej w środku był rozrośnięty-ale do końca się nie wypowiadam, bo przecież jestem 250 km od Rysia i aviczki.
aviczka

Re: Operacja udana!!! Rysio dochodzi do siebie!

Post autor: aviczka »

Widzę, że dużo pytań do mnie, więc piszę.
Z góry przepraszam jeżeli moje wypociny będą nieskładne, ale czuję się po prostu wypruta :(

Pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się, że mój zwierzak był operowany.
Kiedy w poniedziałek przyszedł wynik biopsji i byliśmy na konsultacji u dr Bieleckiego to dowiedzieliśmy się, że zwierzak ma być operowany JAK NAJSZYBCIEJ, jak to się Pan doktor wyraził "żeby dać Rysiowi jakiekolwiek szanse". Pan doktor sam niestety operować nie mógł i powiedział, że teraz działamy przede wszystkim na czas.

Rysio operowany był w Ogonku. To jest przychodnia całodobowa ze szpitalikiem i wyspecjalizowana w gryzoniach. Doktor Wojtyś, która prowadzi przychodnię poświęca dużo uwagi swoim pacjentom i ich opiekunom.
Operacja była złożona - miał usuwanego guza (z węzłem chłonnym) i był sterylizowany (bo gruczolakorak bierze się ze zbyt dużej ilości hormonów - jak zostało mi po krótce wytłumaczone).

Dziś, kiedy przyjechałam z Ryśkiem do domu to był bardzo ożywiony - jadł, pił, a nawet się placuszył (chociaż trudno mu było leżeć, widziałam że nie wiedział jak się ułożyć na tym brzuchu).
Momentami obracał się i drapał się pyszczkiem po stopach. W pewnym momencie zobaczyłam, że zwinął się w kulkę i coś szarpie. Niestety zaczął to robić coraz więcej, nie byłam w stanie go upilnować.
Zadzwoniłam do lecznicy, powiedzieli, że kołnierz trzeba założyć.
Zadzwoniłam więc do lecznicy koło domu i dowiedziałam się, że jakiś jeden mają na stanie, więc szybko po niego pobiegłam.

Jak wróciłam to Rysiek przysypiał, więc uznałam, że wyjmę go jak się podniesie, żeby go mniej męczyć (w końcu skoro udało mi się wreszcie ułożyć - niech leży). Za czas jakiś wyciągnęłam go, usadziłam na kolanach i poczułam jakby się świniak na mnie zsikał...
Odłożyłam go do klatki, a tam zobaczyłam na podkładzie higienicznym, że cieknie na różowo w dużej ilości.
Dzwonię do Ogonka - na pewno pękł szew - świnię trzeba złapać za to miejsce, uciskać i na szycie jak najszybciej - dokądkolwiek. Więc dzwonię do tej mojej lokalnej lecznicy, a oni, że się tego nie podejmą. To co robić? Jadę do Ogonka.
Taksą, bo ja sama i bez samochodu (wcześniej z lecznicy przywiozła nas mama, ale w tym czasie była już na drugim końcu miasta). Centrala mówi, że najbliższa taksówka za 20 min. (a zadzwoniłam do kilku, które znalazłam w necie). Zawinęłam rękę ze świnią w kocyk i wyleciałam na ulicę łapać taksówkę. Nikt nie chciał się zatrzymać. W końcu jeden przystanął, ale powiedział, że na Wolę ze mną nie pojedzie, bo ma mało czasu i za daleko.

I co? Lataliśmy tak 20 min. aż podjechała zamówiona taksówka. Całe szczęście kierowca okazał się bardzo ogarnięty i w godzinach szczytu (godz. 16.00) z Dolnego Mokotowa zabrał nas na Wolę (prawie Ursus) w 20 min.

Podsumowując - coś się dzieje, a ja od momentu zauważenia do momentu dowiezienia jestem ze świnią na operacji dopiero po ok. 50min.
Mam nadzieję, że nikt już się nie zastanawia dlaczego wolę zostawić świniaczka na dwa dni w szpitaliku.

Szybko go pozszywali i jak go widziałam to wyglądał prawie jak nowy. (Niestety musieli mu wyciąć kawałek poszarpanej skóry - tej, z której pozrywał szwy, więc teraz ma większy szew.) Poza tym wszystko tak, jak opisała wcześniej Boe. Lekarka mówiła, że mogę go zabrać do domu. Jednak uznałam, że dla jego życia będzie bezpieczniej jeżeli tam zostanie (uzasadnienie zawarte w powyższej historii).

Co do tematu samych szwów. Jak napisałam na początku - pierwszy raz przeżyłam operację zwierzaka. Nie znam się na temacie zupełnie i byłam zdana na lekarza.

A na koniec Rysiulek w wydaniu "antena satelitarna" po operacji w swoim różusiowym kocyniu.
Kocyk ma włożony do szpitalnej klatki, żeby miał domowe zapachy.
Obrazek
ANYA

Re: Operacja udana!!! Rysio dochodzi do siebie!

Post autor: ANYA »

Ale posta nasmarowalas :D To sie nazywa odpowiedz ;) Nie zazdroszcze przygod.
Tak patrze na biednego Rysia isie zastanawiam jak on sie kladzie w tym kolnierzu?
aviczka

Re: Operacja udana!!! Rysio dochodzi do siebie!

Post autor: aviczka »

ANYA pisze:Tak patrze na biednego Rysia isie zastanawiam jak on sie kladzie w tym kolnierzu?
Też się zastanawiam... Ale kołnierz zrobiony z kliszy RTG, więc nie jest taki mega sztywny. To oznacza, że jak Rysio się z nim oswoi i w miarę zaakceptuje to będzie się mógł na nim położyć, a kołnierz się przygnie do podłoża.
Miłasia
Posty: 2855
Rejestracja: 21 sie 2013, 18:03
Miejscowość: Włocławek
Kontakt:

Re: Operacja udana!!! Rysio dochodzi do siebie!

Post autor: Miłasia »

Oj Rysiu :( , coś ty sobie zrobił :sadness: , kciukamy za zdrówko :fingerscrossed: :fingerscrossed: :fingerscrossed: .
Taki kołnierz z kliszy miał nasz Kubulek, po operacji nowotworu odbytu, biedny był, ale nie zdejmowaliśmy dopóki były szwy. Z takim kołnierzem świniak radzi sobie dość dobrze.
Awatar użytkownika
Asita
Posty: 9428
Rejestracja: 18 lut 2015, 18:11
Miejscowość: Sopot
Kontakt:

Re: Operacja udana!!! Rysio dochodzi do siebie!

Post autor: Asita »

Rysiu maluszku kochany! Trzymamy kciuki :fingerscrossed: :fingerscrossed: wracaj szybko do zdrowia i do Dużej :!:
Moje myszaki http://www.forum.swinkimorskie.eu/viewt ... =55&t=4152
Żurek i Alfredzik na zawsze pozostaną z nami
Awatar użytkownika
joanna ch
Posty: 5254
Rejestracja: 24 cze 2014, 16:55
Miejscowość: Warszawa Saska Kępa
Kontakt:

Re: Operacja udana!!! Rysio dochodzi do siebie!

Post autor: joanna ch »

aviczka, widzę że cię spotkała identiko sytuacja jak mnie we wtorek :lol: Z tym że ja jeszcze musiałam autobusem się przedostać na drugą stronę Wisły i poczekać chwilę aż mój Teżet/driver skończy pracę i nas dowiezie...

Jak z Mokotowa jechałaś to czemu nie do Medicavetu albo Multivetu? Do Ogonka kawał drogi...
katiusha

Re: Operacja udana!!! Rysio dochodzi do siebie!

Post autor: katiusha »

No to niezłe przygody... :shock: Rysiu!!! Zdrowiej!!! :fingerscrossed:
DankaPawlak

Re: Operacja udana!!! Rysio dochodzi do siebie!

Post autor: DankaPawlak »

Biedny Rysiu, wyobrażam sobie jak było Ci ciężko. Ale wspaniale daliście sobie radę, naprawdę.
Trzymam za Was kciuki :fingerscrossed:
aviczka

Re: Operacja udana!!! Rysio dochodzi do siebie!

Post autor: aviczka »

joanna ch pisze:aviczka, widzę że cię spotkała identiko sytuacja jak mnie we wtorek
Z tym że ja jeszcze musiałam autobusem się przedostać na drugą stronę Wisły i poczekać chwilę aż mój Teżet/driver skończy pracę i nas dowiezie...
Eh... z tymi naszymi pociechami to mamy... :glowawmur:
Ja Ciebie też rozumiem. Normalnie jeździmy z moim narzeczonym jak coś się dzieje. Ale takie miałam szczęście, że od poniedziałku do czwartku wieczorem był w delegacji, więc w trakcie najgorszego byłam sama.

Właśnie zajrzałam do Waszego wątku i widziałam Bunię w golfiku. Wygląda bardzo uroczo :D
joanna ch pisze:Jak z Mokotowa jechałaś to czemu nie do Medicavetu albo Multivetu? Do Ogonka kawał drogi...
Szczerze powiem, że o Multivecie słyszę po raz pierwszy...
Natomiast w Medicavecie tylko raz robiłam RTG, więc też w zasadzie nie znam.
Myślę, że największy problem polegał na tym, że byłam sama, spanikowana i nawet nie miałam jak w necie czegokolwiek szukać, bo miałam wolną tylko jedną rękę (i to też nie w pełni ruchomą, bo łokciem przytrzymywałam, żeby mi Rysiek z tymi kocykami nie upadł).
Zrobię rozeznanie. Ale Medicavet chyba nie jest tylko gryzoniową przychodnią, dobrze myślę?

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dziś odbieramy Rysia ze szpitala. Lekarze mówią, że jest w dobrej kondycji, tylko nieszczęśliwy że ma kołnierz.
Ze względu właśnie na kołnierz musi być dokarmiany - podobno sam chętnie je, ale jest mu trudno.

Postaram się napisać więcej wieczorem jak już go przywieziemy i ochłoniemy.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Tymczasem niepokoi mnie Johnny. Ma listę leków jak schorowany emeryt.
Zachowuje się normalnie - ładnie je, jest aktywny i ciekawski. Niestety dyszy. Względnie cały czas. Bardziej lub mniej zauważalnie, ale świniak siedzi/je/pije i każdy oddech bierze całą świnką. Do tego ma jakiś taki nastroszony nosek.
Jest 3 tydzień na antybiotyku. Na wtorkowym RTG wyszło, że zmiany w płucach się zmniejszyły, ale cały czas są. I serducho ma powiększone.
W tym tygodniu miał dwa razy zmieniane leki.
Jak znów będę wypłacalna to wybierzemy się na echo.

Ja cały czas trzymam kciuki za moich chłopców. Żyję nadzieją, że już niedługo (za jakieś 8 dni - termin zdjęcia szwów Ryśka). Obaj będą zdrowi, szczęśliwi i znów razem. :fingerscrossed: :fingerscrossed: :fingerscrossed:
ODPOWIEDZ

Wróć do „In Memoriam”