Ha, czyli czasem słychać! A tż twierdzi, że sobie wkręcam, bo mi mózg od ćwierkających świń i świerszczy wpada w rezonans...
U nas wieelki postęp - nie dość, że szaraczki nie uciekają, tylko opierają się łapkami o szybę i niuchają, co dla nich mamy, to ostatnio jeden wcale nie czmychnął, jak podniosłam osłonę i wsadziłam rękę, schował się w kołowrotku, ale dalej niuchał. Zawiesiłam jarmuż na drucie i z jednym kawałkiem w ręku czekałam. Nornik wyszedł, powąchał jarmuż, obwąchał rękę, po czym wziął się za jedzenie tego na drucie. Pomyślałam - jest postęp, kiedyś ręka była podstawowym zagrożeniem, teraz już można ją olać. I zaryzykowałam posmyranie norniczka po grzbiecie. Nawet nie przerwał jedzenia

Ale po eksperymencie zabrałam rękę, co by nie nadwyrężać wielkiej odwagi maleńkiego stworzonka.