Dziekuję Wam bardzo. Od wczoraj ryczę, wyje, nie mam sił. Postanowiłam jednak, ze napisze Wam co się stało. Nie zyja moje dziewczynki kochane Jasia i Chantalka.
Wróciłam wieczorem z pracy wczoraj i już niezywe wyciągnełam z polarowego domku. Domek był przewrócony i zaklinował się pod pięterkiem klatki. Wyciągnełam maleństwa ciepłe jeszcze , nawet im robiłam sztuczne oddychanie, na nic, nie zyły, nie zyły!!!!!!!! Jestem na lekach uspokajających i dzięki temu pisze tu. Nikt mnie nie potępił za to. Najgorsze, ze ja potepiam sama siebie!!!Za głupot, za to, ze nie przewidziałam, ze tak może się zdarzyć. oddałam je na sekcję, z tego co wiem na razie od porcelli to przegrzanie było powodem śmierci- nic to nie zmienia- NIE ZYJĄ Do końca zycia sobie tego nie daruję. Wszędzie widze te pyszczki i gołe tyłeczki. Odeszły dziewczynki moje
