Chłopcy powalczyli na kocyku i to dosyć śmierdząco walczyli. Raz dziabnęli się w pysie, tak że mój Rufik aż chwilkę pysiu miał rozdziawiony
![Smutny :(](./images/smilies/icon_e_sad.gif)
miał draśnięcie na nosku, ale leciutkie.. Wylądowali w wyszorowanej klatce i było podobnie, tyle że bez strzelania swoimi gruczołami (przed trafieniem do klatek byli obaj wykąpani i wytarci, czekałyśmy aż wyschną bo w tą pogodę byłabym sadystką, gdybym użyła suszarki). Niestety w klatce Robson-który wydawał się bardziej pokojowy użył zębów lub pazurków- nie wiem czego, bo to była szybka akcja i nos Ruficzka dziabnięty do krwi przy otworku nosowym. Gdy wyjęłam go z klatki i poszłam pokazać mamie efekt "podłożenia mu świni" (mama się śmieje że podłożyłam mu świnie ;d), po chwili włożyłam spowrotem, znowu zaczęła się walka i po chwili wzięłam Robsonka by i jego sprawdzić, jest cały. Robercika wsadziłyśmy do jego klatki spowrotem. Robercik jest pokojowy i nie wszczyna, a gdy Rufik zacznie (calutki czas gdy byli razem nie przestawał burczeć) to Rufiś obrywa i to jak się okazało bardzo skutecznie..
![Smutny :(](./images/smilies/icon_e_sad.gif)