Wątek ten chciałabym poświęcić moje śwince Jadzi [*], która umarła na chłoniaka.
Oto Jadzia. W najlepszych czasach 1,6 kg żywej wagi. Z powodu nadciśnienia miała zaleconą dietę. No i schudła – do 1,2 kg. Ucieszyłam się. Później okazał się iż ten spadek wagi był początkiem chłoniaka zapewne. Po jakimś czasie – wymacałam jej gulkę pod brodą – wet, biopsja, diagnoza – chłoniak. Parę razy dostała dożylnie steryd jak przestawała jeść. Po około miesiącu musiałam ją uśpić. Rzecz działa się siedem lat temu czyli w roku 2007. Chodziłam z nią do dr Wojtyś. Wtedy jeszcze krew do badania pobierało się ze zbyt mocno przyciętego pazurka, a świnkom nie podawało się chemii ponieważ trzeba by to zrobić dożylnie a nikt z wetów nie wkłuwał się świnkom w żyłę. Tzn. nikt wśród tych, u których ja byłam.
A to moja świnka Zyta, ma obecnie 6 i pół roku. W połowie października ubiegłego roku nagle schudła, 100 g przy zwykłej wadze ok. 750 g. Poszłam od razu do weta bo niedawno umarła Kogutka na ogólne zakażenie krwi ( zapewne od pododermatitis) i bałam się że Zyta mogła się zarazić. Zrobiono jej USG i badania krwi. W USG wyszły powiększone węzły chłonne, poza tym powiększona śledziona no i coś z sercem – to akurat bez związku z chłoniakiem. Dr wymacała też słynne gulki, czyli powiększone węzły chłonne. W badaniach krwi wyszły bardzo wysokie leukocyty oraz bardzo wysoki % limfocytów. Wykonano biopsję węzła chłonnego, która nie była miarodajna ( sugerowano jakieś ropnie i zakażenie gronkowcem). W tym momencie – przeniosłam się z leczeniem do Medicavetu ponieważ wiedziałam że tam leczą akurat świnkę z podobnym problemem.
Dr Kasia zaleciła usunięcie węzła podżuchwowego pod narkozą i oddanie go do badania. Jeśli wyszedłby chłoniak, miało od razu być zrobione badanie które wykaże jaki to typ chłoniaka. Mieliśmy czekać na wyniki 7 dni, czekaliśmy 22.
W międzyczasie Zyta zaczęła czuć się bardzo źle i nie było wiadomo czy w ogóle doczeka wyników. Przez tydzień woziłam ją codziennie przed pracą do lecznicy gdzie wolniutko dostawała kroplówkę dożylnie plus stryd. Wieczorem ją odbierałam. Ponieważ nie bardzo chciała jeść była też dokarmiana.
Wyniki dotarły, chłoniak się potwierdził, zaczęliśmy zatem podawać vinkristinę. Zanosiłam świnkę rano, podawaną miała chemię, a potem cały dzień świnkę obserwują jak na nią reaguje. Podaje się ją raz w tygodniu. Zyta dostała cztery dawki. Był pewien problem z wkłuciami, łapki były bardzo już pokutne – po tych kroplówkach, ale dr Kasia i dr Judyta to czarodziejki i udało się. Był też problem z łapką po wenflonie, łapa spuchła i wyglądała jak poparzona. Argosulfan szybko pomógł. Kolejna rzecz – tylne nóżki zaczęły źle działać, załamywały się jakby pod Zytą. Na RTG wyszła dysplazja stawów biodrowych. Oczywiście ma to związek z wiekiem, nie z chłoniakiem.
No i Zyta żyje sobie. Trochę dokarmiam, rano i wieczorem, bo jak zje ze strzykawki to ładnie potem je sama. Leki bierze takie
– steryd 1 x dziennie ( na początku było 2 x dziennie)
ulgastarn osłonowo przed sterydem
enteroferment x 1
witmina C x 1
koenzym Q, x 1 ( przeciwnowotworowo)
hepatiale forte ( osłonowo na wątrobę )
hellicid ( osłonowo na żołądek)
ursocam ( rozpuszcza złogi w pęcherzyku żółciowym)
prillium ( na serce )
metacam – raz na 3 dni, przeciwbólowo/przeciwzapalnie na tylne łapki
Musiałam zacząć wcześniej wstawać, żeby zdążyć podać leki ( odstęp między podaniem ulgastranej i sterydem to 1 godzina)
Na badaniach krwi po chemii wyszło dużo leukocytów i wysokie wyniki wątrobowe, ale to podobno normalne po chemii. Na USG wyszły te złogi w pęcherzyku i nic więcej niepokojącego.
Gdzieś za miesiąc kolejne badania. Zyta mieszka sobie w klatce sama obecnie, dużo odpoczywa w norce, ostatnio więcej siedzi obok norki i odmawia wejścia do niej. TZ twierdzi że widział ją jak opierała się przednimi łapkami o pręty klatki i żądała warzyw.
I jeszcze trochę o wydatkach -
badanie krwi ze 3 razy
Usg - 2 razy
RTG - 2 razy
biopsja, wycięcie węzła plus jego badanie ( to normalny zabieg pod narkozą )
cały tydzień kroplówek dożylnych
echo serca i profil sercowy krwi ( no to u Zyty tylko)
4 razy vinkristina ( nie mniej niż 150 zł za każdą dawkę )
Poza tym - leki, podkłady, karma ratunkowa.
I jeszcze - to leczenie takie bardziej eksperymentalne. Profesor onkolog wyliczył dawki dla świnek i całą procedurę. I - leczymy! Zyta przysłuży się dla nauki!
Na razie sobie żyjemy. Trzeba być dobrej myśli i trzeba być optymistą.
Napisałam to wszystko żeby było wiadomo czego się spodziewać po usłyszeniu diagnozy - chłoniak. Pamiętam jaka ja byłam załamana i zagubiona i nie wiedziałam co mam robić.
Chłoniak - diagnoza, leczenie, obserwacje
Moderator: Dzima
- pucka69
- Wiceprezes ds. finansowych
- Posty: 13512
- Rejestracja: 07 lip 2013, 18:40
- Miejscowość: Warszawa - Ursynów
- Lokalizacja: Warszawa - Ursynów
- Kontakt:
- pucka69
- Wiceprezes ds. finansowych
- Posty: 13512
- Rejestracja: 07 lip 2013, 18:40
- Miejscowość: Warszawa - Ursynów
- Lokalizacja: Warszawa - Ursynów
- Kontakt:
Re: Chłoniak - diagnoza, leczenie, obserwacje
Aaa - i bardzo proszę - jeśli ktoś ma/miał świnkę z chłoniakiem - niech opisze swoje doświadczenia, obserwacje itd
-
- Posty: 208
- Rejestracja: 30 lip 2013, 9:56
- Miejscowość: Kraków
- Kontakt:
Re: Chłoniak - diagnoza, leczenie, obserwacje
Ja miałam świnkę z chłoniakiem, a właściwie 2 świnki, bo najpierw zachorowała mama Pelcia, a potem po jej śmierci córka Malwińcia.
Obie żyły po prawie 6 lat. Umierały spokojnie, bez bólu, raczej dość szybko.
Chorobę chłoniaka dokładnie diagnozowałam u córki Pelci, czyli u Malwińci. Zastosowano skomplikowane i bardzo specjalistyczne leczenie. Trwało ono kilka miesięcy, do śmierci świnki. Nie zauważałam żadnych istotnych zmian w trakcie tego leczenia. Świnka jadła tak samo, chodziła tak samo, a jedynie więcej wolała przebywać sama niż z innymi. Pod koniec życia moja Malwińcia wiedziała już, że zbliża się śmierć, i przebywała sama w spokojnych miejscach, np. pod szafą. Wtedy też podawałam leki od bólu, aby mogła sprawniej chodzić, podrapać się i lżej oddychać...
Do dziś myślę o tym z bólem...Mam jej zdjęcia z okresu końcowego życia. Jak chcesz to mogę kiedyś wstawić.
PS. Pelcia umarła w roku 2008, i wtedy ja się zarejestrowałam na tym forum z takim nickiem, a Malwińcia umarła w roku 2010- żyła 6 lat, a urodziła się dokładnie w dniu wielkiego tsunami w Boże Narodzenie 2004.
Obie żyły po prawie 6 lat. Umierały spokojnie, bez bólu, raczej dość szybko.
Chorobę chłoniaka dokładnie diagnozowałam u córki Pelci, czyli u Malwińci. Zastosowano skomplikowane i bardzo specjalistyczne leczenie. Trwało ono kilka miesięcy, do śmierci świnki. Nie zauważałam żadnych istotnych zmian w trakcie tego leczenia. Świnka jadła tak samo, chodziła tak samo, a jedynie więcej wolała przebywać sama niż z innymi. Pod koniec życia moja Malwińcia wiedziała już, że zbliża się śmierć, i przebywała sama w spokojnych miejscach, np. pod szafą. Wtedy też podawałam leki od bólu, aby mogła sprawniej chodzić, podrapać się i lżej oddychać...
Do dziś myślę o tym z bólem...Mam jej zdjęcia z okresu końcowego życia. Jak chcesz to mogę kiedyś wstawić.
PS. Pelcia umarła w roku 2008, i wtedy ja się zarejestrowałam na tym forum z takim nickiem, a Malwińcia umarła w roku 2010- żyła 6 lat, a urodziła się dokładnie w dniu wielkiego tsunami w Boże Narodzenie 2004.
- pucka69
- Wiceprezes ds. finansowych
- Posty: 13512
- Rejestracja: 07 lip 2013, 18:40
- Miejscowość: Warszawa - Ursynów
- Lokalizacja: Warszawa - Ursynów
- Kontakt:
Re: Chłoniak - diagnoza, leczenie, obserwacje
Cóż, dawno nie pisałam.
Przez ten czas Zyta umarła, pod koniec marca. Zmiana po kaszaku dawno wyłyżeczkowanym zrobiła się brzydka, dr ją usunęła w znieczuleniu. Na histopacie wyszedł chłoniak. Zyta miała już ustalone kolejne podawanie chemii, niestety poczuła się gorzej i pomimo pomocy wetów i ciągu kilkunastu godzin umarła. Na sekcji wyszła bardzo zniszczona wątroba oraz guz wątroby między płatami.
W tzw. międzyczasie poszłam do weta z Jagą- kontrolnie. Powiększone węzły, usunięcie pachowego, histopat - diagnoza - chłoniak. I tu powstała teoria o wirusowym pochodzeniu niektórych chłoniaków. Najpierw nikt w to nie wierzył ale po poczytaniu różnych materiałów weci zaczęli się skłaniać ku tej możliwości.
Jaga dostała cztery dawki chemii. zniosła ją dobrze. Badania krwi - o niebo lepsze, usg u dr Marcińskiego - całkiem niezłe. W połowie maja idziemy na badanie krwi. Jaga musi mieszkać sama - ze względu na możliwość zarażenia chłoniakiem innej świnki. W tej chwili czuje się nieźle, wagę trzyma. Ma tylko jakiś taki nosowy oddech, brała na to masę antybiotyków i zostało. Nie schodzi na oskrzela czy płuca.
Pelciu - weci mnie pytali czy Zyta i Jaga były spokrewnione - bo wtedy chłoniak byłby - genetyczny? Tak to u Twoich świnek musiało być.
Przez ten czas Zyta umarła, pod koniec marca. Zmiana po kaszaku dawno wyłyżeczkowanym zrobiła się brzydka, dr ją usunęła w znieczuleniu. Na histopacie wyszedł chłoniak. Zyta miała już ustalone kolejne podawanie chemii, niestety poczuła się gorzej i pomimo pomocy wetów i ciągu kilkunastu godzin umarła. Na sekcji wyszła bardzo zniszczona wątroba oraz guz wątroby między płatami.
W tzw. międzyczasie poszłam do weta z Jagą- kontrolnie. Powiększone węzły, usunięcie pachowego, histopat - diagnoza - chłoniak. I tu powstała teoria o wirusowym pochodzeniu niektórych chłoniaków. Najpierw nikt w to nie wierzył ale po poczytaniu różnych materiałów weci zaczęli się skłaniać ku tej możliwości.
Jaga dostała cztery dawki chemii. zniosła ją dobrze. Badania krwi - o niebo lepsze, usg u dr Marcińskiego - całkiem niezłe. W połowie maja idziemy na badanie krwi. Jaga musi mieszkać sama - ze względu na możliwość zarażenia chłoniakiem innej świnki. W tej chwili czuje się nieźle, wagę trzyma. Ma tylko jakiś taki nosowy oddech, brała na to masę antybiotyków i zostało. Nie schodzi na oskrzela czy płuca.
Pelciu - weci mnie pytali czy Zyta i Jaga były spokrewnione - bo wtedy chłoniak byłby - genetyczny? Tak to u Twoich świnek musiało być.
-
- Posty: 208
- Rejestracja: 30 lip 2013, 9:56
- Miejscowość: Kraków
- Kontakt:
Re: Chłoniak - diagnoza, leczenie, obserwacje
Tak, u mnie były spokrewnione, bo matka i córka.
Ja nie stosowałam chemii w naświetlaniach ani nie dawałam świnki na wycinanie guzów, nie chciałam stosować żadnych intensywnych metod, bo na to nie ma skutecznego leczenia.
Jedyną rzeczą było pobranie płynu z guza do badania w laboratorium, i wyszedł od razu chłoniak.
Dawałam tylko doustnie pod ścisłym nadzorem rozmaite skomplikowane lekarstwa, i pod sam koniec życia lek od bólu.
Na koniec mam taką uwagę do innych, że:
czasem świnka wygląda na baaardzo grubą, ma więc trudności w poruszaniu się, właściciel ją odchudza, bo widzi, że jest bardzo gruba, ona nadal jest gruba, taka jakby tłusta, może mieć trudności w oddychaniu, a więc czasem właściciel niesie ją do weterynarza, a lekarz stawia błędną (albo i nie błędną diagnozę) , że świnka ma zapalenie płuc, i że jest (lub może być) chora na serce, i zaczyna się leczyć zastrzykami na to zapalenie puc, i lekami na serce. Takie leczenie to tylko męczenie zwierzątka, ból i stres. A poza tym jest to leczenie jakby w ciemno. Niszczy ono inne narządy i przede wszystkim ciężko stresuje swinkę. W wyniku stresu choroba się szybko pogarsza.
Chłoniaki to rzadka choroba, chociaż coraz częstsza, a leczenie nic nie daje. Najważniejsze aby obserwować swoja świnkę, i jak ona je i chce żyć, i jest aktywna, to zostawić ją w spokoju. W wyniku obserwacji łatwiej będzie się dowiedzieć, czy to chłoniak czy inne, podobne z wyglądu choroby.
Ja nie stosowałam chemii w naświetlaniach ani nie dawałam świnki na wycinanie guzów, nie chciałam stosować żadnych intensywnych metod, bo na to nie ma skutecznego leczenia.
Jedyną rzeczą było pobranie płynu z guza do badania w laboratorium, i wyszedł od razu chłoniak.
Dawałam tylko doustnie pod ścisłym nadzorem rozmaite skomplikowane lekarstwa, i pod sam koniec życia lek od bólu.
Na koniec mam taką uwagę do innych, że:
czasem świnka wygląda na baaardzo grubą, ma więc trudności w poruszaniu się, właściciel ją odchudza, bo widzi, że jest bardzo gruba, ona nadal jest gruba, taka jakby tłusta, może mieć trudności w oddychaniu, a więc czasem właściciel niesie ją do weterynarza, a lekarz stawia błędną (albo i nie błędną diagnozę) , że świnka ma zapalenie płuc, i że jest (lub może być) chora na serce, i zaczyna się leczyć zastrzykami na to zapalenie puc, i lekami na serce. Takie leczenie to tylko męczenie zwierzątka, ból i stres. A poza tym jest to leczenie jakby w ciemno. Niszczy ono inne narządy i przede wszystkim ciężko stresuje swinkę. W wyniku stresu choroba się szybko pogarsza.
Chłoniaki to rzadka choroba, chociaż coraz częstsza, a leczenie nic nie daje. Najważniejsze aby obserwować swoja świnkę, i jak ona je i chce żyć, i jest aktywna, to zostawić ją w spokoju. W wyniku obserwacji łatwiej będzie się dowiedzieć, czy to chłoniak czy inne, podobne z wyglądu choroby.
- sosnowa
- Posty: 15290
- Rejestracja: 19 paź 2013, 11:11
- Miejscowość: Warszawa
- Lokalizacja: Warszawa Saska Kępa
- Kontakt:
Re: Chłoniak - diagnoza, leczenie, obserwacje
Bardzo mnie tu zaciekawiłaś. A jeżeli świnka nie ma trudności w oddychaniu tylko własnie jest tłusta i wszyscy każą ją odchudzać, to radzisz dać jej spokoj? Bo moja Turbula taka właśnie jest (to jest US Teddy), i bardzo ciężko ja odchudzić. Czy sugerujesz związki z nowotworem, czy po prostu ostrzegasz, żeby nie zawracać sobie głowy ewentualnym leczeniem trudności z oddychaniem, bo to z otylości? Czy po prostu z doświadczenia wiesz, że niektóre świnki są takie duże i nic im to nie szkodzi?Pelcia pisze:
Na koniec mam taką uwagę do innych, że:
czasem świnka wygląda na baaardzo grubą, ma więc trudności w poruszaniu się, właściciel ją odchudza, bo widzi, że jest bardzo gruba, ona nadal jest gruba, taka jakby tłusta,
-
- Posty: 208
- Rejestracja: 30 lip 2013, 9:56
- Miejscowość: Kraków
- Kontakt:
Re: Chłoniak - diagnoza, leczenie, obserwacje
Opisywałam tamto powyżej w sprawie chłoniaka, który w zaawansowanym stadium daje objawy podobne do otyłości, a to wszędzie wszystkie węzły są na maksa powiększone i cała swinka jest miekka, jakby tłusta. Trzeba jednak wiedzieć i odrózniać tę specyficzną "tłustość". Bo w rzeczywistości świnka może być chuda i niedożywiona.
Inne rodzaje otyłości u świnek są różnego pochodzenia. Mogą być hormonalnego (jak często u kobiet w średnim wieku przy spadku hormonów 'młodości') a mogą sercowego i nerkowego (obrzęki), a także mogą być z braku ruchu w małej klatce i z nudów. No i mogą, oczywiście, być z osobniczego charakteru świneczki - tak jak u ludzi , jeden gruby i wiecznie na diecie, a drugi odwrotnie.
Trzeba jednak pamiętać, że zazwyczaj świnki w wieku po 4 latach zaczynają na ogół powoli spadac z wagi, starość nie radośc itp.
Inne rodzaje otyłości u świnek są różnego pochodzenia. Mogą być hormonalnego (jak często u kobiet w średnim wieku przy spadku hormonów 'młodości') a mogą sercowego i nerkowego (obrzęki), a także mogą być z braku ruchu w małej klatce i z nudów. No i mogą, oczywiście, być z osobniczego charakteru świneczki - tak jak u ludzi , jeden gruby i wiecznie na diecie, a drugi odwrotnie.
Trzeba jednak pamiętać, że zazwyczaj świnki w wieku po 4 latach zaczynają na ogół powoli spadac z wagi, starość nie radośc itp.
- sosnowa
- Posty: 15290
- Rejestracja: 19 paź 2013, 11:11
- Miejscowość: Warszawa
- Lokalizacja: Warszawa Saska Kępa
- Kontakt:
Re: Chłoniak - diagnoza, leczenie, obserwacje
Teraz Turbula ma bardzo dużo ruchu i się raczej nie nudzi, bo młoda jej na to nie pozwoli, ani my. Ale taką już zastałam, więc nigdy się nie dowiemy ani co jadła, ani jaką miała klatkę. Ale widać było, że jest zupełnie nieprzyzwyczajona do wybiegu, bo nawet nie umiała biegać, tylko kicała. To raczej nie chłoniak u niej dzięki Bogu
- porcella
- Moderator globalny
- Posty: 23114
- Rejestracja: 07 lip 2013, 22:39
- Miejscowość: Warszawa
- Lokalizacja: Warszawa-Mokotów
- Kontakt:
Re: Chłoniak - diagnoza, leczenie, obserwacje
Moja Tola była gruba (1200g u drobnej świnki), bo po odebraniu z Bystrej miała poronienie i sterylkę, a do tego najadała się za całe głodne życie. Przy tym była ruchliwa. Ale nie można jej było wziąć do ręki, tak jej sadełko zwisało po bokach, łapki się zaczęły deformować. W końcu po usunięciu torbieli tarczycy powoli zeszła z wagi do jakiś 850g, przeżyła jeszcze półtora roku, w sumie dożyła pewnie jakiś pięciu lat.
Teraz wszystkie "nasze" wetki bardzo dokładnie sprawdzają węzły i tarczyce.
Teraz wszystkie "nasze" wetki bardzo dokładnie sprawdzają węzły i tarczyce.
- Inez
- Posty: 2175
- Rejestracja: 12 lip 2013, 17:49
- Miejscowość: Niedzica
- Lokalizacja: Niedzica
- Kontakt:
Re: Chłoniak - diagnoza, leczenie, obserwacje
U mojej Kreseczki wet zdiagnozował chłoniak głęboko pod pachą prawej łapki - guzek wielkości groszku - miała wtedy około 1,5 roku (zrobił nakłucie i coś tam pobrał). Żaden wet w okolicy nie chciał podjąć się usunięcia, bo z takiego miejsca i to i tak nic nie da. W ciągu kolejnych 6 mies. guz urósł do wielkości mirabelki, trochę zmięknął i tak został. Wtedy zaczęły pojawiać się kolejne: od góry na tylnej łapcę i jeden na podbrzuszu - taki płaski rozlany. Nie dostawała żadnych leków tylko kolejni weci kazali ją obserwować, bo wkrótce może się jej pogorszyć i gdyby cierpiała trzeba ją uśpić. Kreseczka przeżyła w zdrowiu i dokonałej kondycji i humorze ponad trzy lata, guzy zbytnio jej nie przeszkadzały tylko w pewnym momencie miseczkę z karmą postawiłam na dnie klatki a zamiast półek zawiesiłam nisko hamaczki, bo guzy pod pachą i na brzuszku utrudniały jej wskakiwanie i zeskakiwanie z półeczki.
W wieku ok. 5,5 roku zauważyłam na jej nosku od góry górkę. Myślałam, że to może jakiś owad ją ugryzł. Pojechałyśmy do weta, prześwietlenie wykazało wielkiego guza wyrastajacego i jakby wgniatającego kości czaszki i noska. Tym razem wetka podała jej w guza zastrzyk, po kilku dniach gula dosłownie pękła i odpadł koreczek o średnicy ok. 1 cm. Wetka poleciła smarowanie tribiotikiem i podała podawanie antybiotyku do rany. Przez miesiąc był spokój, potem guz znów zaczął rosnąć i uciskać na drogi oddechowe. Dostała znowu zastrzyk w guza. Jej stan zaczął mocno się pogarszać: mało się poruszała, niewiele jadła, robiła mysie bobki, leżała w posikanym i nie myła się sama.
Zaczęłam ją dokarmiać, bo sama nie była w stanie jeść z miski karmy, podmywać, przenosić na suche. Wtedy zaczęła się robić tak jakby równomiernie tłusta, spuchnięta, miękka, to nie było jej ciałko. Ważyła 1300 g, a parę miesięcy wcześniej niecałe 1100g. Było coraz gorzej - wetka podała jej sterydy z zaleceniem przyjechania za tydzień, gdyby była poprawa a jeżeli nie to do uśpienia. Poprawa była, więc dostała kolejny zastrzyk, przez trzy dni było lepiej. Czwartego zajrzałam do klatki i zobaczyłam, że ledwo podnosi łepek na mój widok - stara się ale nie ma siły, leży płasko jak żaba, łapki bezwładne i wtedy zrozumiałam, że jedyne co można zrobić to skrócić jej cierpienie. Nakarmiłam ją strzykawką, przetarłam dupkę i przez kilka godzin tuliłam zanim można było pojechać do weta. Zasnęła po zastrzyku na moich rękach. Wetka powiedziała, że innego wyjścia już nie było, a to co brałam za tłuszcz to po prostu guzy wewnątrz, prawdopodobnie na wszystkich narządach.
Żyła w miarę komfortowo prawie 3 i pół roku. Ostatnie 2 - 3 miesiące starałam się jej pomóc, ale szybkość pogorszenia była straszna. Wciąż biję się z myślami czy decyzji o eutanazji nie mogłam podjąć o 2 - 3 tygodnie wcześniej. Ale ona wciąż witała mnie z nadzieją w oczkach i do końca pięknie jadła ze strzykawki. Nawet zasypiając jeszcze skubała ogórka podstawionego pod pyszczek.
Kto wie czy Zyta też nie miała wcześniej gdzieś małego guzka, bo wygląda na to, że świnki mogą z nimi żyć przez pewien czas i można nawet nie zauważyć choroby. Moja świnka miała humor i apetyt, dopiero w pewnym momencie choroba gwałtownie przyspieszyła. U mnie weci niestety nie leczą tak, jak w Warszawie.
W wieku ok. 5,5 roku zauważyłam na jej nosku od góry górkę. Myślałam, że to może jakiś owad ją ugryzł. Pojechałyśmy do weta, prześwietlenie wykazało wielkiego guza wyrastajacego i jakby wgniatającego kości czaszki i noska. Tym razem wetka podała jej w guza zastrzyk, po kilku dniach gula dosłownie pękła i odpadł koreczek o średnicy ok. 1 cm. Wetka poleciła smarowanie tribiotikiem i podała podawanie antybiotyku do rany. Przez miesiąc był spokój, potem guz znów zaczął rosnąć i uciskać na drogi oddechowe. Dostała znowu zastrzyk w guza. Jej stan zaczął mocno się pogarszać: mało się poruszała, niewiele jadła, robiła mysie bobki, leżała w posikanym i nie myła się sama.
Zaczęłam ją dokarmiać, bo sama nie była w stanie jeść z miski karmy, podmywać, przenosić na suche. Wtedy zaczęła się robić tak jakby równomiernie tłusta, spuchnięta, miękka, to nie było jej ciałko. Ważyła 1300 g, a parę miesięcy wcześniej niecałe 1100g. Było coraz gorzej - wetka podała jej sterydy z zaleceniem przyjechania za tydzień, gdyby była poprawa a jeżeli nie to do uśpienia. Poprawa była, więc dostała kolejny zastrzyk, przez trzy dni było lepiej. Czwartego zajrzałam do klatki i zobaczyłam, że ledwo podnosi łepek na mój widok - stara się ale nie ma siły, leży płasko jak żaba, łapki bezwładne i wtedy zrozumiałam, że jedyne co można zrobić to skrócić jej cierpienie. Nakarmiłam ją strzykawką, przetarłam dupkę i przez kilka godzin tuliłam zanim można było pojechać do weta. Zasnęła po zastrzyku na moich rękach. Wetka powiedziała, że innego wyjścia już nie było, a to co brałam za tłuszcz to po prostu guzy wewnątrz, prawdopodobnie na wszystkich narządach.
Żyła w miarę komfortowo prawie 3 i pół roku. Ostatnie 2 - 3 miesiące starałam się jej pomóc, ale szybkość pogorszenia była straszna. Wciąż biję się z myślami czy decyzji o eutanazji nie mogłam podjąć o 2 - 3 tygodnie wcześniej. Ale ona wciąż witała mnie z nadzieją w oczkach i do końca pięknie jadła ze strzykawki. Nawet zasypiając jeszcze skubała ogórka podstawionego pod pyszczek.
Kto wie czy Zyta też nie miała wcześniej gdzieś małego guzka, bo wygląda na to, że świnki mogą z nimi żyć przez pewien czas i można nawet nie zauważyć choroby. Moja świnka miała humor i apetyt, dopiero w pewnym momencie choroba gwałtownie przyspieszyła. U mnie weci niestety nie leczą tak, jak w Warszawie.